Earth 2092 Earth 2092
Forum systemu w klimatach postapokaliptycznych
Earth 2092
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

Intermission VIII: Zemsta Ss'ildra Tor
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Earth 2092 Strona Główna -> Arka Khaina
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aenyee
Spamer.



Dołączył: 30 Mar 2016
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:30, 03 Maj 2022    Temat postu:

Ariadne

Dołączyła się do rozmowy odnośnie podziału zysków:
- Panowie, a ja proponuję nie rozmawiać o tym dzisiaj. Dzisiaj świętujemy i na tym się skupmy. A jutro na spokojnie można się spotkać, razem z prawnikami, i ustalić podział i te ustalenia zapisać, aby wszystko było jasne i potem nie było problemów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aenyee dnia Czw 10:59, 05 Maj 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Lamsen
(>0_o)>



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła rodem
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:21, 03 Maj 2022    Temat postu:

Kaleth

- Szkoda czasu na prawników, którzy dbają zresztą tylko o Twoje sprawy. Zresztą, licząc per capita, Kościół ma najwyzsze zyski i tak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Aenyee
Spamer.



Dołączył: 30 Mar 2016
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:04, 05 Maj 2022    Temat postu:

Ariadne

Z uśmiechem na twarzy odpowiedziała głośno, tak żeby wszyscy słyszeli:
- Lordzie, powtórzę - dzisiaj świętujmy, jutro porozmawiamy. Chyba, że chcesz rozmawiać dzisiaj i wykorzystując nastrój, nie mówiąc o tym, że jednak większość osób jest nie do końca trzeźwa, coś ugrać dla siebie? Ja bym jednak spotkała się na spokojnie jutro. Toast za dzisiejsze świętowanie! - Wstała i podniosła kieliszek z trunkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Yelonek
Ranald's middle finger



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:05, 05 Maj 2022    Temat postu:

Ariadne

Kyrian usłyszawszy, że pozostał już tylko jeden oprawca, wzruszyła ramionami przypominając sobie zajście.
- No tak, incydent z lojalnością. To właśnie dlatego zaznaczyłam, by byli wierni i bez głupich pomysłów. Odpuśćmy więc może masową produkcję takowych, bo Rerinar w ogóle nie będzie spał... W sumie to nigdy nie widziałam cię śpiącego.
Rerinar wzruszył ramionami, ale wzrok cały czas miał skupiony to na rękach rozmówczyni, to na otoczeniu.
- Nadgorliwiec widze - podsumowała ochroniarza. - Ciekawe czy z ambicjami jak jego poprzednik - uśmiechnęła się szyderczo i przeniosła wzrok na Ariadne. - Rano moi ludzie będą czekać na Missisi z wybrańcami. Jak prześpisz się z decyzją, to przekaż przez nią swoje instrukcje.

Kyrian dopiła swój sok i bez pożegnania wstała przenosząc się do swojej załogi.
- O ile doceniam jej skuteczność... - odezwała się Melva. - ... o tyle jestem zdziwiona, że nikt nie skrócił jej jeszcze o głowę.
- Każdego byś tylko pozbawiała głowy - skwitowała Missisi przeżuwając swoje danie.
- Takie zachowanie jest według ciebie akceptowalne?
- Nie. Ale poprzestałabym na ostrzeżeniu jak ucięcie ręki czy tam języka.

Dekappian

- Prawdziwy korsarz wie, że im gęstsza dżungla, tym większe skarby skrywa.
- Zawsze może wygryzać po trochu... AŁA! - dodał Vaas, którego urwane zdanie wywołał ponownie łokieć Syndry.

- Czyli jest możliwość, że w każdej chwili z pół tuzina wiedźm może nam się zdesantować namierzając naszą czaszkę wśród sieci Waystonów, czy na ten moment jesteśmy relatywnie bezpieczni, bo nie emitujemy naszej lokalizacji w ether? - zapytał już poważnie.
- To nie tak - odparła Imra, której Polin przytaknęła kiwnięciem głowy podczas oblizywania palców z tłuszczu. - Kamienie drogi a Primogen to dwie odrębne rzeczy. To czym jest sama czaszka to jeszcze się okaże i tego jeszcze nie rozgryźliśmy. Zapiski na niej natomiast to właśnie instrukcja do stworzenia tych Kamieni drogi.
- Żeby ktokolwiek nam się tu dostał, to musielibyśmy mieć cokolwiek zbudowane na bazie tych bohomazów - dodała Polin.
- Idea jaka przyświecała istnieniu samego Primogena... - wtrąciła Drummond - ... będzie nam znana tak na prawdę dopiero, gdybyśmy znaleźli miejsce skąd go tu przeniesiono. I po co.
- Mamy kilka teorii na to... - dodała Imra.
- Ale to zwykłe gdybanie - wzruszyła ramionami czarodziejka ognia.

Wszyscy

Słysząc opowieść-przestrogę Dekappiana Gustaw machnął ręką.
- Dobra, dobra... Toć my jeno ideę naszą prezentują. Źle wam z nami, e?
Chóralne odpowiedzi z każdego obozu by nie brał słów Admirała do siebie zastąpiły mu odpowiedź i olbrzym uśmiechnął się. Zamiast jednak brać udział w dalszej rozmowie o podziałach zysków, zasiadł w końcu z żoną do stołu i dopiero zaczęli jeść.

- Szkoda czasu na prawników, którzy dbają zresztą tylko o Twoje sprawy.
- Pfff! Sprzeciw! - warknęła Shassa. Dziewczyna zawsze należała do pyskatych, jednak kilka kieliszków wyraźnie dodało jej animuszu i tym razem nie kryła się z myślami. - To, że Lord z przypadku zamiast zasług myśli, że prawo jest by mu przeszkadzać świadczy tylko o tym, która połowa krwi u niego dominuje. Mieszaniec zabierający głos przeciw reprezentantowi samego boga najwyraźniej zapomniał, że obok niego zasiada egzekutor.
Huriof zacisnął szczęki, ale spuścił wzrok. Słowa prawniczki zdały się trafić w dziesiątkę pośród pełnokrwistych druchii, a największy uśmiech zagościł na ustach Missisi. Melva zdawała się wlepiać wzrok w Huriofa, ciekawa jego dalszej reakcji.
- Niech ktoś jej życzliwy przypomni że nie jest na rozprawie, zanim ja to zrobię. Bo jeśli kwestionuje decyzję samej Felicion, która jej pani nadała tytuł, to faktycznie zawołamy egzekutora.
- Potwierdzasz tylko moje słowa Norskaninie. Za nic masz boga. Za nic masz prawo. Za nic masz druchii.
- Shassa, zamilknij - ku zdziwieniu wszystkich wtrąciła się Melva. - Kundel czy nie, Felicion rzeczywiście nadała mu tytuł Lorda i nie twoją rolą jest kwestionować czy była to przemyślana decyzja. Pokładam jednak głęboką wiarę w tym, że Lord jest w stanie udowodnić swoją wartość i dać zapomnieć o swoich barbarzyńskich korzeniach. Jeśli próba ta będzie dla niego zbyt ciężka i okaże się niegodny zaufania, ludzie czystej wiary z pomocą Khaine'a z pewnością znajdą wspólny język. Wypadałoby jednak zacząć od własnego rachunku sumienia.
Przez całą swoją wypowiedź, Melva nie spojrzała ani razu w kierunku Kaletha, zawieszając wzrok na Huriofie, który z kolei usilnie unikał kontaktu.

Wznosząca toast Ariadne przełamała atmosferę, zaś Jaskier natychmiast podchwycił moment. Gdy wszyscy zionęli po toaście, rozpoczął nucenie kolejnej szanty.
- Jesteśmy tu tylko by się bawić,
I wraże ładownie od ciężaru zbawić,
Co się da to w porcie sprzedamy,
A resztę rzecz jasna radośnie przechlamy!

Rankiem głowa po kielichu pęknie,
Ale żaden tu nawet nie stęknie,
Huk armaty z kaca wnet uleczy,
Tak jak twoje złoto w blasku mieczy!

Jesteśmy tu tylko by się bawić!


Flota natychmiast podchwyciła, wyraźnie rozbawiona utarczkami słownymi sprzed chwili. W międzyczasie pojawiła się ponownie Grizelle, ale tylko po to by zabrać Glama z imprezy, zapowiadając przy tym, że zaraz wróci. W międzyczasie do żywszej muzyki Syndra poderwała Vaasa do tańca, a w ich ślad ruszyło kilkoro żołnierzy obojga płci, na czele z Haeną. Co bardziej skupieni żołdacy kontynuowali rywalizację w siłowaniu się na ręce. Polin wstała tymczasem od korsarskiego stołu i delikatnie tańcując w poprzek wolnej przestrzeni podeszła to pary niewolników wymieniając z nimi kilka słów.

Bloodblade

Obserwacja Haeny uświadomiła go, że dziewczyna świetnie się bawiła otoczona wianuszkiem nadskakujących jej żołnierzy, ale mimo to trzymała od nich dystans. Kiedy którykolwiek próbował się nazbyt spoufalać lub dotykać, obracała sytuację w żart i odsuwała się od delikwenta.
- Nie zakisiś - odezwała się Naesalla odrywając Lorda od Haeny. - Nawet mi nie dała, płochliwa cnotka.
Mai głośno zakrztusił się słysząc jej słowa i chwilę próbował walczyć z odkaszlnięciem.
- Co taki zdziwiony? Ona tylko dużo gada i dowcipem rzuca, a jedyne na co możecie liczyć to buziak w policzek, bo nawet za rękę się wstydzi potrzymać.
- Czy ciebie poważnie interesuje tylko kto z kim i w jakich pozycjach? - spytał Mai przepijając już udrożnione gardło.
- A co? Pan cichociemny bajerant każdej młódki obiecujący jej miejsce wśród cieni poczuł się zagrożony, że się o sobie dowiedzą?
Tłumiąc śmiech Mai położył sobie palec wskazujący na ustach. Nes skinęła głową z rozbawieniem.
- Tak myślałam. Ciesz się, że wszystkie tak samo ambitne jak i głupie. I jeszcze do mnie i Polin po porady przychodzą.
- O, a o mnie coś mówią?
- A popsuć ci humor?
Mai fuknął urażony po czym się oddalił.
- Żartowałam, dobrze je dosiada - skomentowała gdy oddalił się poza zasięg słuchu. - Nawiasem mówiąc, muszę popsuć atmosferę i zgłosić problem - oświadczyła już poważnie polewając sobie tym razem sok zamiast alkoholu. - Ktoś ukradł sproszkowany spaczeń, który był odłożony po początkowych badaniach nad szczurzym działkiem. Nie był używany od momentu jak już doszłam do tego jak na nim całość działa i przeszłam w fazę dostosowania go do zwykłego prochu. Nie chcę wskazywać palcami, ale tylko krasnale się kręciły przy projekcie.

- Lordzie, twoja kolej! - zakrzyknął Raki. Dowódca halabardzistów rozmasowywał rękę po przegranym siłowaniu z Thulgurimem. Krasnolud rozłożył ramiona zapraszając kolejnego przeciwnika. Najwyraźniej odpowiednia dawka cytrynówki pozbawiała go powodów do marudzenia.

Wszyscy

Gdy wróciła Grizelle, trzymając w ręku powleczony skórą bęben, przechwycił ją natychmiast Jaskier z harfistkami, a dołączyła do nich Polin z kilkoma niewolnikami. Zauważalnie coś spiskowali, puszczając między sobą kolejkę kieliszków. Gdy zapadła decyzja o rozpoczęciu działań, Polin wydała niewolnikom polecenie rozsunięcia stołów i zrobienia jak największej wolnej przestrzeni. Widząc dwójkę skąpoubranych druchii obojga płci z wymalowanymi na ciele wojowniczymi wzorami można było się spodziewać jakiegoś przedstawienia. Scenę w postaci okręgu ogrodzono szesnastoma zapalonymi pochodniami gasząc przy tym wszystkie pozostałe, a tymczasem czarodziejka weszła w krąg oblekając się w czarny długi płaszcz z głębokim kapturem.

Grizelle zaczęła uderzać uderzać w bęben nadając rytm, po chwili dołączyły się harfistki.
[>>>SOUNDTRACK<<<]

Gdy półnorskanka zaczęła śpiewać, dwoje niewolników wkroczyło do kręgu po przeciwnych stronach. Kobieta trzymała w swoich rękach dwa przedmioty przypominające baty z pojedynczymi hakami na końcach, zaś mężczyzna dwa korbacze, których końce stanowiły małe druciane klatki. Kobieta podeszła pierwsza do zakapturzonej Polin, przed którą wzniosła swoją broń klękając. Czarodziejka, a raczej obrazowana postać, przesunęła dłonią po wyciągniętych batach zajmując je ogniem po całej długości. Powolnymi ruchami płonących węży zaczęła omiatać powietrze dookoła siebie tańcząc do rytmu i tworząc to pionowe, to poziome pierścienie z ognia. Dziewczyna systematycznie przyspieszała swoje ruchy, aż oko dostrzegało jedynie dwa talerze ognia. W tym czasie mężczyzna uklęknął przed zakapturzoną postacią ze swoimi korbaczami. Gestem dłoni tonącej już w mroku postaci zapaliły się węgielki w koszyczkach broni. O ile u kobiety płomień by jednolity i przemieszczał się płynnie smugami, o tyle każdy ruch mężczyzny zostawiał w powietrzu deszcz iskier. Ilekroć koszyczki się ze sobą zderzały, przypominało to niewielką eksplozję sypiąc małymi ognikami dookoła.



Gdy tancerze zgrali swoje tempo, przeszli do choreograficznie perfekcyjnej walki. Kobieta raz po raz przerywała płomienne pierścienie uderzając w mężczyznę, który po zasłonięciu się swoją bronią znikał w ogromnym deszczu iskier, by pojawić się gdzie indziej. Gdy zamienili się rolami, węgielki rozbijały się o roztoczony wir dookoła niewolnicy. Rozpętane pandemonium płomieni uniemożliwiło widzenie tancerzy, pozwalając zobaczyć jedynie, że teraz całość spowijały orbitujące poziomo i pionowo kosze na końcach wydłużających się batów. Im bardziej obroty przyspieszały, tym bardziej wszystko zaczynało przypominać olbrzymi wir ognia sypiący iskrami ze swoich granic, które wyznaczały już teraz pochodnie z również rosnącymi płomieniami.

Nagle cały płomień zmienił się w strumienie wsiąkające spiralą w stojącą na środku postać. Zapadła zupełna ciemność, ale muzyka nie przestała grać.
Nastąpił rozbłysk.
Postać zaczęła płonąć, a strzępy płaszcza ulatywać z wiatrem. Krzyk Polin rósł w miarę obejmowania jej przez płomienie, aż sama zmieniła się w pochodnię. Gdy osiągnęła apogeum, skuliła się na piasku, całkowicie naga.
Muzyka przestała grać.

Melva klasnęła pierwsza. Druga Missisi. Potem kolejno osoby inne osoby, nawet te, które nie do końca były świadome czego były świadkami.
- Pierwszy raz widzę "Ostatnią ofiarę" w wykonaniu maga, a nie płonącego żywcem niewolnika. Ma to swój urok, nie powiem - podsumowała Missisi.
Polin, nadal naga, wstała i ukłoniła się wdzięcznie wszystkim, co wywołało większe owacje wśród niezwiązanych z Kultem, aniżeli samo przedstawienie. Nim zeszła z centrum uwagi posłała widowni kilka całusów i chichotów, a także podziękowała grajkom i przedstawiła tancerzy, których imion nikt nie zapamiętał. Chwilę później, już ubrana, wróciła do stołu należącego do Kultu.

Od tego momentu impreza zaczęła chylić się ku końcowi. Niektórzy zbierali się, bo było im już dość gorzałki, u innych doganiało zmęczenie, a niektórych po prostu trzeba było wspólnymi siłami wynieść. Gdyby zegar słoneczny działał w nocy, wskazywałby godzinę trzecią nad ranem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Lamsen
(>0_o)>



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła rodem
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:39, 06 Maj 2022    Temat postu:

Kaleth
Nie zamierzał psuć sobie humoru produkowaniem się nad tematem, że nieprzestrzeganie prawa bierze się głównie z braku nieuchronności konsekwencji za jego łamanie. Połowa ‘pracy’ jego jednostki w Naggarondzie dotyczyła właśnie tego. Zawsze najgłośniej szczekają właśnie ci, którzy najmniej robią a wycierają sobie gębę papierem. Pomimo iż lekce sobie ważył kłapanie dzioba papugi, jednak Melvie po jej wypowiedzi zasalutował kielichem i upił łyk, następnie szturchnął łokciem Huriofa i polał mu kolejkę cytrynówki, sam też wypił i przysłuchiwał się nieznanej piosence.

- Nie zakisisz - Nawet mi nie dała, płochliwa cnotka.
– Dziwisz się? Masz takt szarżującego zimnokrwistego. Tylko pachniesz lepiej.
– odpowiedział jej.
Do krztuszącego się Maia z troską podsunął naczynie z sokiem.
- Ale pamiętacie, że awanse przechodzą przeze mnie, albo chociaż trzeba je przeprowadzać komisyjnie? – zażartował w toku rozmowy.
Wyrywającej się do własnych kastingów Nes, z udawaną surowością pogroził patriarchalnym palcem.

- Nawiasem mówiąc, muszę popsuć atmosferę i zgłosić problem - Ktoś ukradł sproszkowany spaczeń, który był odłożony po początkowych badaniach nad szczurzym działkiem. Nie był używany od momentu jak już doszłam do tego jak na nim całość działa i przeszłam w fazę dostosowania go do zwykłego prochu. Nie chcę wskazywać palcami, ale tylko krasnale się kręciły przy projekcie.
Kiwał głową słuchając jej wywodu, po czym gdy skończyła odpowiedział: - Pewien posłaniec się poczęstował napiwkiem, krasnala nie przypominał z pewnością. Nie kłopocz się tym już, ale na przyszłość - do naszych badań nawet szczur nie powinien się móc prześlizgnąć.
Pokazał jej monetę. - Z Caledoru?
Gdy skończyli rozmowę, widząc kogo wskazywał Raki, westchnął ciężko do Nes:
- Obowiązki wzywają – i wstał, kierując się do solidnego stołu, zabierając kielon z resztą cytrynówki.

- Przyszła T’chreeska na Matheeska. – rzekł, siadając naprzeciwko krasnoluda, którego biceps był grubości jego uda. Zanim spletli dłonie, walnął na hejnał resztę nalewki, chuchnął, i już skoncentrowany, spokojnie powiedział:
- D'er mange ǿksarhogg, som eiki skal fella.

***

Gdy rozpoczęła się pieśń, zgodnie z norskańską tradycją zaczął pięścią wybijać rytm na stole.
Obserwując pokaz starał sobie przypomnieć, do kogo należeli uwijający się w ogniu niewolnicy. Z taką koordynacją byliby dobrymi kandydatami do szkolenia z Demienem.
Widząc jej błyszczące, nagie ciało, przemknęło mu przez myśl:
Ta to przynajmniej nie ma problemu z owłosieniem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lamsen dnia Pią 20:40, 06 Maj 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:34, 11 Maj 2022    Temat postu:

Daz

- Mamy kilka teorii na to... - dodała Imra.
- Na to przyjdzie czas - uspokoił Imrę i uciął dyskusję zachęcając do udziału w uczcie i szeroko pojętym relaksie. Spojrzał oceniająco na Drummond i dyskretnie dał jej znać, by przy nim usiadła, lecz nie zamierzał inicjować trudnych rozmów; chciał mieć pierwszą oficer przy sobie.

Uśmiechnął się uspokajająco do Gustawa. Powiedział, co uważał, żeby nie było z czasem zaskoczenia, że coś wybuchło. Wrócił w gwar imprezy racząc się jedzeniem i napitkiem oraz prowadząc niezobowiązujące rozmowy z załogą i zmieniającymi się gośćmi przy stole.

Z ciekawością przysłuchiwał się wymianie zdań przy sąsiednim stole i parsknął na celność wypowiedzi prawniczki. Zrobił mentalną notkę, by dorzucić jej premię za cięty język i właściwe go użytkowanie.

Słysząc takty norskańskiej melodii wzdrygnął się i odruchowo przeskanował niebo przed krukami, niewiele to dało, biorąc pod uwagę ciemności i błyski ognia, ale oswoiło dziwne odczucie. W miarę jak utwór się rozkręcał poczuł dziwną tęsknotę za morzem. Zirytowany tymi wszystkimi odczuciami zaklął pod nosem i zapił cytrynówkę rumem. Pokaz oglądał z ambiwalentnymi już uczuciami, jedynie co naszła go ochota na papierosa. Wyciągnął jednego z kieszonki swojego chlebaka i zaciągnął się dymem, obejmując Drummond. Finał w wykonaniu Polin utwierdził go w przekonaniu, by trzymać ją jak najdalej od okrętów.
- Noć panocki, laga dyga normalnie, nie? - rzucił w komentarzu nagości maga któryś z Remkelów, aż admirał zaśmiał się szczerze.

Nie był pewien swojego stanu na zakończenie imprezy. Kazał zabezpieczyć i dostarczyć paśnik tym co na warcie czuwali. Nie czuł się najgorzej, choć czuł respekt przed klatką schodową. Pamiętał także, że chciał któremuś z rzygających na port wojaków zasunąć kopa, krzycząc To jest Karond Kar, kurwa!, ale chyba ktoś go powstrzymał. Nie był pewien.

Po wejściu do kajuty rozebrał się do naga, z kredensu wyciągnął fiolkę z ziołowym wywarem od Sanii, pociągnął łyk antykacowego remedium i zaległ w łożu obok milczącej Drummond starając się skupić rozbiegane myśli na wyzwaniach dnia następnego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Aenyee
Spamer.



Dołączył: 30 Mar 2016
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 0:04, 12 Maj 2022    Temat postu:

Ariadne

Odpowiedziała Kyrian:
- Masowa produkcja to może rzeczywiście nie jest dobry pomysł, ale na pewno chociaż kilku więcej oprawców by się przydało. Ważniejsza jest jakość, nie ilość.

Dołączyła do rozmowy Melvy i Misissi:
- Według mnie jej zachowanie też nie jest akceptowalne, ale tak mnie nim zaskoczyła, że nie wiedziałam jak zareagować. Na razie jednak bez żadnych konsekwencji, jest nam potrzebna. Z rana proszę, porozmawiajcie z naganiaczami i wybierzcie kandydatów na nowych oprawców. Jest też szansa, że podczas nabożeństwa zdobędziemy nowych akolitów - oni może by się nadawali.

Spojrzała na Rerinara i zauważyła rzeczywiście jakieś delikatne oznaki zmęczenia. Jej błąd, że ma tylko jednego ochroniarza, tak być nie może. Ale czy jest ktoś jeszcze, kto się jeszcze będzie nadawał? Będzie na tyle lojalny? Postanowiła, że porozmawia kolejnego dnia z RRem, ale tak, aby go nie urazić. Doceniała bardzo jego pracę, ale chciała też pozwolić mu chociaż trochę odpocząć.

Poczuła lekką satysfakcję po skończonej dyskusji z Kalethem. Chciał zabłysnąć, a jak zwykle się ośmieszył. Ciekawe kiedy się nauczy? I ciekawe kiedy jego ludzie zaczną w niego wątpić? Siłą wszystkiego nie zdobędzie.

"Pokaz" w wykonaniu Polin i niewolników, w akompaniamencie Grizzele i harfistek, zrobił na niej wrażenie. Ale dał też jej pomysł - można jakość wpleść takie atrakcje w nabożeństwa, aby zdobyć jeszcze więcej wiernych. Przypomniała sobie te nabożeństwa, które odprawiali podczas przystanków w drodze do celu... Miło by było do nich wrócić...

Kiedy zaczynało już brakować jadła, a biesiadnicy zaczęli albo zasypiać albo odpływać, zgarnęła Rerinara i udała się na spoczynek do swojej nowej sypialni. Miała nadzieję się wyspać, bo kolejny dzień zapowiadał się na pracowity.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aenyee dnia Czw 0:11, 12 Maj 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Yelonek
Ranald's middle finger



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:46, 15 Maj 2022    Temat postu:

Ariadne

Melva wraz z Missisi przyjęły polecenia przeprowadzenia selekcji i w zasadzie nie niepokojone przez większość imprezy ograniczyły swój udział do omawiania kandydatów. Kapłanka nie przysłuchiwała się szczegółowo ich rozmowie, ale kilkukrotnie padało między kobietami imię Aramisa, toteż mogła się go spodziewać wśród wytypowanych niewolników.

Udając się na spoczynek z Rerinarem Ariadne dostrzegła, że praktycznie całość jej kompanii potraktowała to jako polecenie dla nich i również zmierzali do wyjścia. Dopiero przeprawa po schodach strażnicy aż do groty uświadomiła jej, że nie ma wprawy w piciu wysokoprocentowych trunków i podwójnie była wdzięczna za podtrzymującego ją ochroniarza. Duchota i ciepło niższych pięter wynikające z obecności kuźni również odcisnęły swoje piętno wzmacniając wstawienie się.

Zalęgłszy w swoim nowym łóżku Ariadne po raz pierwszy od ponad dwóch miesięcy zaznała komfortu. Gdy już senność zaczynała przykrywać kręcenie się w głowie, usłyszała zza ściany kobiecy jęk. Potem kolejny. Potem drugą kobietę. Rozróżniła w rosnących natężeniu dźwięków również sapiące męskie głosy. Kapłanka mimowolnie westchnęła.
- Polin, na miłość Khaine'a... Ciszej! - wrzasnęła zza innej ściany Missisi. Głośna aria rozkoszy Polin najwyraźniej miała stanowić odpowiedź negatywną. Pozostawało jedynie albo nakryć głowę poduszką, albo rozgonić towarzystwo, albo się dołączyć.

Kaleth

Słysząc przytyk do swojej subtelności, Nes wybitnie się tym nie przejęła, a w swojej głowie najwyraźniej potraktowała to jako komplement, kwitując słowa tylko uśmieszkiem. Na wzmiankę o posłańcu uśmiech jej zniknął ustępując miejsca szczeremu zdziwieniu.
- Wygląda na starszą ode mnie - stwierdziła przyglądając się monecie. - Ale tak, wygląda mi tak trochę herbowato na Imrika z Caledoru. A co?

- Ty też tere-fere - odparł Thulgurim siadającemu naprzeciw niego Kalethowi, nie rozumiejąc norskańskiej zaczepki. Oponencie zrównali przedramiona i zacisnęli wzajemnie prawice. Lord zdziwił się, jak bardzo nieproporcjonalnie wielką ręką dysponował krasnal w porównaniu z resztą swoich gabarytów. Haena położyła swoją dłoń na ich, przejmując rolę sędziego.
- Nie robimy łychy, druga ręka płasko na stole i nie ubliżamy swoim matkom. Gotowi? Jazda!
Kaleth od razu poczuł szarpnięcie przeginające jego rękę i zrozumiał jaką siłą dysponuje krasnal. Pomimo stawianego oporu, stary zrzęda nic sobie z niego nie robił. W powstałej przy stole wrzawie nie sposób było określić komu publika bardziej kibicuje, zwłaszcza gdy krew zaczęła szumieć w uszach i skroniach. Gdy przechylenie ręki przekroczyło połowę, Lord nie miał już szans na zwycięski powrót. Thulgurim wydał z siebie ryk napierając na finale z pełną mocą i dobijając rękę Kaletha do stołu.
- I co wam po tych ręcach jak nie dbacie o nie wcale?! - krzyknął triumfalnie z uniesioną pięścią. - Budźcie Gorra, z nim mam urazę do zmazania!
Kaleth nie potrafił ocenić co go bardziej bolało: przedramię od wysiłku, dłoń od żelaznego ścisku jaki mu zafundował krasnolud, czy też duma jako Lorda.

Próbując sobie przypomnieć aktorów biorących udział w spektaklu, kojarzył ich regularną obecność w towarzystwie Polin i morderczyń, toteż wszystko wskazywało na przynależność do kultu. Mimo pierwszego wrażenia jakie wywołali, Kaleth szybko się zorientował, że to była tylko wyćwiczona choreografia nie mająca nic wspólnego z prawdziwą walką. Nie przeczyło to możliwości zrobienia z nich wojowników w przyszłości, ale obecnie nie było to nic więcej niż pokaz artystyczny i taniec.

Gdy zmęczenie zaczęło się przebijać na powierzchnie i podstawową potrzebą stało się znalezienie łóżka, Kaleth przeszedł w tryb przetrwania obierając kierunek na strażnicę. Wysiłek jakiemu się poddał oraz wypite procenty zdały się źle komponować, tym bardziej na schodach. Powrót do swojej noclegowni mógłby uznać za pozbawiony niespodzianek, gdyby światło po drugiej strony parawanu odgradzającego jego łóżko od reszty. Tańczący cień rozbierającej się elfki przy jego posłaniu oznajmił mu, że Naesala jeszcze nie skończyła wieczoru.
- Zaraz zobaczysz takt szarżującego zimnokrwistego, lordziku - rzuciła zza parawanu, najwyraźniej rozpoznając go krokach. - W ramach nagrody pocieszenia.
Nastrój psuły mu tylko dwie rzeczy: zbliżająca się chęć wymiotowania oraz czyjś przepity krzyk "To jest Karond Kar, kurwa!" po którym nastąpiła seria urwanych jęków bólu i kilku trzasków pękającego drewna. Pierwszy problem skutecznie tłumił jednak zainteresowanie tym drugim.

Daz

Drummond bez oporu przesiadła się na zaproszenie, jednak wydawała się nieobecna, zatopiona w swoich myślach. Zaczepiana przez ludzi odpowiadała im normalnie, a także nie opuszczała polewanych kolejek, co mogło świadczyć o pozbyciu się focha i nerwowych emocji z wcześniej. Własną inicjatywą w dialogach wykazywała się jednak tylko wobec Imry lub Polin. Dekappian znał wiedźmę wystarczająco dobrze i wiedział, że wyciąganie z niej czegokolwiek na siłę jest pozbawione sensu - najwyraźniej musiała coś sama przemyśleć, a pchanie się z pomocą mogło tylko wybuchnąć w twarz. Gdy Admirał zaczął się zbierać z imprezy, najwyraźniej sama dostrzegła zafrasowanie, przytrzymując go za rękę.
- Posiedzę jeszcze chwilę, żeby nic nie odpierdolili.

Wydane polecenia trzeźwiejsi marynarze wykonali bez szemrania, a część nawet zameldowała ich wykonanie wcześniej. Najwyraźniej w obrębie swoich załóg chłopaki dbali o siebie, gorzej gdy dotyczyło to innego okrętu. Ostatnie wydarzenia z przybitymi szczurami wcale tego nie ułatwiały.

Gdy tylko wszedł na schody budynku strażnicy, uderzyła go duchota groty zamraczając dalszy powrót.

=== Dzień 57, 7 października ===

Kaleth

Suchość w ustach, ćmiący ból głowy, spuchnięte krocze i leżąca obok Nes stanowiły mieszankę cierpienia i satysfakcji. Lub grzechu i pokuty, jakby pewnie ktoś kościelny mógł skomentować. Dziewczyna spała jak zabita głęboko oddychając, przykryta tylko w poprzek. Desperackie rozglądanie się po najbliższym otoczeniu upewniło Kaletha, że będzie zmuszony wstać nie widząc żadnego napoju na ugaszenie pragnienia. Za parawanem najwyraźniej kilka osób już wstało i kręciło się koło wyjścia na basztę.

Próba delikatnego poruszenia się sprawiła, że Lordowi natychmiast zakręciło się w głowie. Mógł być pewien, że przynajmniej do południa przyjdzie mu odcierpieć imprezę.

Daz

Ocknął się czując łaskoczące go po twarzy włosy. Gdy otworzył oczy, naga Drummond próbowała coś sięgnąć z małej szafki po jego stronie łóżka, najwyraźniej niechcący muskając go puklem po nosie.
- Śpij... Pić mi się tylko chciało.
Udało jej się sięgnąć po skórzany bukłak i łapczywie napiła się głośno przełykając wodę. Po chwili ułożyła się z powrotem wciskając głowę w klatkę piersiową Admirała.
- Nigdzie się dzisiaj nie ruszam - jęknęła głaszcząc obudzonego. - Chociaż leżenie też boli.
Daz zdał sobie sprawę, że o dziwo nic mu nie jest. Nie potrafił ocenić czy była to kwestia mocnej głowy czy też specyfiku alchemiczki, ale pomimo luk w pamięci na koniec wieczoru czuł się wybitnie dobrze. Z oceny własnego stanu wyrwał go chichot Drummond w jego pierś.
- Chociaż i tak lepiej ze mną niż z Ganeshem. Ty już chyba spałeś jak spadł wczoraj po pijaku z baszty na rusztowania od windy. Szczęście w nieszczęściu, rozpadło się prawie całe, ale złamał tylko nogę. Drugą.
Przewróciła się na plecy i przeciągnęła, natychmiast żałując napięcia mięśni.
- Twierdzi, że nie był pijany tylko coś mu się nie przyjęło i haftował z balkonu. A tu nagle ktoś go znienacka kopnął wrzeszcząc coś o Karond Kar. Tak czy inaczej, chłopaki najpierw go obśmieli, potem zawołali Remkeli pokazać jak im rusztowanie rozpieprzył w drobny mak, a dopiero potem poszukali Sanii, która go od nowa opieprzyła.

Ariadne

Kapłanka nie była w stanie stwierdzić jak długo sąsiadka z Khaine jeden wie iloma niewolnikami obojga płci dawała się we znaki, gdyż finalnie udało jej się zasnąć z poduszką na głowie. Poranek zaczęła w podobny sposób, natychmiast otulając pękającą głowę poduszką. Nie miała pojęcia, która jest godzina, ale słyszała jak Rerinar usiłuje kogoś spławić szeptem. Na stoliku koło łóżka dostrzegła tacę z pełnym kielichem, chyba wody, oraz śniadanie w postaci kilku kromek z poznanego wczoraj pieczywa kukurydzianego i dżemu.

- Missisi przyszła po akcept wyboru ludzi nim pójdzie do Kyrian - odezwał się Rerinar. - Powiedziałem, żeby działała na własną rękę, bo jest Pani niedysponowana.
Odczekał chwilę na odpowiedź, świadom o trudnościach w odbieraniu wiadomości.
- I mam nadzieję, że Pani nie ma za złe, ale w nocy Polin z niewolnikami chcieli przeprosić za hałasy i przyszli tutaj chcąc... jak to powiedziała, "pokazać jak może być fajnie". Skoro Pani już usnęła to odmówiłem wpuszczenia. Chcieli też przeprosić Melvę, ale była bardziej bezpośrednio odmową. Missisi... dała się przeprosić. - uśmiechnął się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Nie 13:46, 15 Maj 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Lamsen
(>0_o)>



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła rodem
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:18, 15 Maj 2022    Temat postu:

Kaleth

- Ale tak, wygląda mi tak trochę herbowato na Imrika z Caledoru. A co?
- A dostałem w rozliczeniu za spaczeń. Stare i egzotyczne monety mogą być więcej warte niż kruszec, który zawierają. Baczmy na to, bo będę miał kupca.


Mimo iż w pojedynek wkładał niemały wysiłek, szybko zdał sobie sprawę że nie da rady z tym imadłem. Z sapnięciem strzepnął obolały bark, ale pogratulował Thulgurimowi, obejmując go ‘na niedźwiedzia’ i poklepując go po kanciastych plecach.

W komnacie przystanął na chwilę, łącząc przyjemne z pożytecznym, tj. przystawił głowę do zimnego kamienia przy oknie i wciągał zimne, świeże powietrze żeby uspokoić żołądek. Jednocześnie obserwował z satysfakcją pokaz cieni na materiale. Skoro problem wrzasków rozwiązał się sam grawitacją, mógł skupić się na dobrym samopoczuciu. W końcu nie takie wyzwania przed nim stawiano.

Już nieco uspokojony, sięgnął do tobołka przy posłaniu i wyciągnął skórzaną, paskową część wyczyszczonej uprzęży jego wierzchowca. Zbliżył się do parawanu i wyłuskał spod koca Nes, przyciągając ją stanowczo do siebie za kucyk brązowych włosów. Jego delikatne ugryzienia zaczęły znaczyć jej szyję, obojczyk oraz piersi. Gdy usłyszał przyspieszone bicie jej serca i oddech, zaczął zapinać na niej skórzane rzemienie w strategicznych miejscach, czego niegdyś nauczyła go katajska kurtyzana w Ghrondzie.

***

Otworzył spuchnięte oczy i rozejrzał się po bezpośredniej okolicy, zawieszając wzrok na chwilę w interesujących miejscach. Z mieszanymi uczuciami zdjął skórzane paski ze swoich bioder i naprędce włożył do tobołka. Wiadomo, żeby się nie walały niepotrzebnie albo nie pobrudziły.

Zsunął się z łóżka i założył zwykłe ubranie. Przykrył panią podporucznik futrzastą skórą robiącą za koc, i wynurzył się za parawan. Zobaczył kto zacz, i ruszył w stronę kuchni w poszukiwaniu płynów i treści do uspokojenia brzucha i łepetyny.
Humor psuł mu tylko fakt, że czeka go rozmowa z Emrielem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lamsen dnia Nie 14:18, 15 Maj 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Aenyee
Spamer.



Dołączył: 30 Mar 2016
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:46, 15 Maj 2022    Temat postu:

Ariadne

Uczta przebiegła później już dość spokojnie, nie wliczając pijackich przyśpiewek i zachowań, oraz porażki Kaletha w pojedynku z krasnalem. Trochę jej to humor poprawiło, szczególnie, że jej stan wskazywał, że poranek do najlepszych należeć nie będzie. Pomoc Rerinara jeszcze bardziej utwierdziła ją w tym, że należy mu się jakaś dodatkowa nagroda i znalezienie zastępcy, aby ochroniarz miał też czas na odpoczynek od ciągłego jej pilnowania.

Gdy ułożyła się w łóżku, była wdzięczna niewolnikom za jego wykonanie. Mimo polowych warunków czuła się prawie jak w domu. I w końcu miała szansę się wyspać, choć przerwały ją dźwięki dochodzące z pokoju Polin. Przez chwilę przemknęła jej myśl i pojawiła się ochota na dołączenie do "after party", ale jednak zmęczenie nie pozwalało jej ruszyć się z łóżka. Nakryła głowę poduszą i czekała na sen.


Poranek nie należał do najlepszych, szczególnie, że tak naprawdę nie wiedziała ile godzin spała. Myślenie o tym jednak utrudniał jej ból głowy. Widok stolika z jedzeniem i piciem trochę poprawił jej nastrój, chociaż widok jedzenia wywoływał w niej na razie mieszane uczucia. Ciekawa była skąd się to wzięło, gdy pojawił się Rerinar i zdał jej relacje z tego co się działo, gdy ona odpoczywała.

Starała się jak najmocniej skupić i brzmieć profesjonalnie:
- Bardzo dobra decyzja. Mam nadzieję, że Missisi też takiej dokonała. Później udam się do Kyrian i zobaczę jak wygląda to szkolenie. Nie wiem o której, ale na pewno później.

Również się uśmiechnęła słysząc wypowiedź RRa, wstydzącego się używania niektórych określeń.
- Nie mam za złe. Potrzebowałam odpoczynku i sam sen, chociaż utrudniony pewnymi dźwiękami, trochę mi tego odpoczynku dał. Z Polin i tak będę musiała zaraz porozmawiać, w końcu dzisiaj ma odbyć się nabożeństwo. Obstawiam, że jednak pomodlimy się w godzinach wieczornych - pytanie jak się czuje reszta. - sięgnęła ręką do kielicha - Ach, a kto to przyniósł?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 1:19, 17 Maj 2022    Temat postu:

Daz

Spojrzał na nagą towarzyszkę i również zapragnął pozostać w łożu. W odpowiedzi przeczesał jej włosy.
Uczynię cię najpotężniejszą Wiedźmą mórz i oceanów. Trwaj przy mnie, gdy będzie dobrze, ale i gdy źle też, a się przekonasz. Bowiem razem, tylko czas stoi nam na przeszkodzie, usłyszał swoje słowa wypowiedziane wiele, wiele lat temu, wewnątrz ciasnej, przepełnionej odorem śmierci i krwi celi twierdzy Irn Dorei.

Wiele lat temu...

Mgła gęstniała z minuty na minutę.
- Musimy być blisko - oznajmił Bosch, wbiegając na mostek.
- Mmm - mruknął w odpowiedzi Dekappian zaciskając ręce na sterze. Nasłuchiwał w skupieniu.
Miarowy dźwięk rozbijanych fal o dziób Dumy, trzeszczenie desek pokładu i łopotanie żagli: tylko to dało się słyszeć, załoga w maksymalnym skupieniu oczekiwała na stanowiskach. Sekundy przechodziły w minuty, które zdawały się godzinami.
- Żagle w dół! Zrzucić kotwicę, ster prawo na burt! - krzyknął Daz pobudzając załogę do działania i zakręcił sterem do oporu w prawo. Statkiem szarpnęło, aż zajęczało drewno, gdy kotwica opadła na dno i szorując przez moment zahaczyła o kamieniste dno, wyhamowując okręt i obracając go o 90 stopni. Mimo wcześniejszego przygotowania, część załogi musiała zbierać się z pokładu, klnąc pod nosem, na co świeżo zwerbowany i chcący się wykazać Thrall skwitował smagnięciem batu.
- Ląd za rufą, jakieś sto metrów. Szykować drużynę lądową - rozkazał kapitan. - Bosmanie, okręt jest twój. Postaraj się go nie podziurawić, jak ostatniego wcielenia Dumy - oddał ster Boschowi i dodał ściszonym głosem - Jeszcze dwie raty zostały.
Zszedł z mostka. Na pokładzie czekał już marynarz ze skórzaną zbroją i kapitańskim szpikulcem oraz kołczanem pełnych włóczni do miotania.
- Ląd! Sto metrów za burtą - krzyknął obserwator z bocianiego gniazda, gdy przez ołowiane chmury na chwilę przebiło się słońce. Dekappian uśmiechnął się zimno, czując spojrzenia pełne podziwu ze strony załogi.
Zbliżył się do niego zwiadowca, Gel'lan i wręczył długi, szary płaszcz.
- Kapitanie, jesteśmy gotowi - zakomunikował. Dekappian spojrzał za niego i dostrzegł dwóch korsarzy, Bardila i Szybkiego Pertha, Thralla i łowczego Khreta, uzbrojonych i ubranych w identyczne płaszcze.
- Zapolujmy więc - rzekł, zaciskając paski płaszcza i nakładając kaptur.

Miarowe stukanie wioseł popychało łodzie z dala od Dumy, która szybko skryła się w szarej jak popiół mgle. Po kilku minutach drewno zaskrzypiało o kamieniste wybrzeże i drużyna wyskoczyła na brzeg z chrzęstem. Zamaskowali łódź i gęsiego ruszyli w głąb lądu. Kamienista plaża szybko ustąpiła trawiastym wzgórzom poprzetykanych wystającymi skałami. Wzniósł się wiatr, który w wyższych partiach terenu rozwiewał mgłę dopuszczając nieśmiałe promienie wiosennego słońca.
- Gigant - rzucił Gel'lan chowając składaną lunetę. - Daleko, lecz zmierza w tę stronę
- Trofeum pierwsza klasa - rzucił Bardil, ale Dekappian pokręcił tylko głową.
- Trzymamy się planu. - opowiedział. - Jak daleko do Irn Dorei?
- Najpierw musimy dotrzeć do ruin Laverpool, gdzie powinniśmy być przed wieczorem. Stamtąd kwestia dwóch godzin, tam przenocujemy - odparł zwiadowca.
Kapitan przytaknął skinieniem i kontynuowali marsz.

Słońce chyliło się ku zachodowi. Po wspięciu się na kolejne skaliste wzgórze ich oczom ukazały się ruiny elfiej twierdzy wkomponowanej w malowniczy krajobraz.

- I po to cały dzień zapierdalaliśmy, zamiast podpłynąć i odpoczywać z beczką grogu? - wysapał Szybki Perth ocierając pot z czoła, po dotarciu do kamiennej baszty.
- Ty szybki to i może jesteś, ale raczej nie bystry - zaśmiał się Thrall.
- Nie ukryjesz tu za bardzo okrętu, nieprawdaż? - podchwycił milczący dotąd Khret. - Nie chcesz chyba z łowcy stać się zwierzyną?
- Jak na razie złowiliśmy kilka nowych odcisków - narzekał dalej korsarz. - Jaką mamy pewność, że on tu dalej jest?
- Targowisko w Irn Dorei zaczyna się zawsze z czwartym księżycem po równonocy wiosennej. Jeżeli faktycznie kompletuje armię potworów i najemników to tu będzie - odparł Dekappian, posilając się suchą racją.

Rozmowę przerwało skrzeczenie kruka. Drużyna błyskawicznie rozpierzchła się po ruinach na ten umówiony sygnał, nadany przez trzymającego pierwszą wachtę Bardila. Chwilę później rozległ się tętent koni i czterech jeźdźców wjechało na dziedziniec. Dwóch z nich miało doczepione do swoich koni długie pakunki, z których jeden wyraźnie był zabarwiony krwawym szkarłatem. Jeden z jeźdźców zeskoczył i Dekappian dostrzegłszy twarz przybysza mocniej zacisnął dłoń na rękojeści Dziab-Dziaba. Wysoka elfka w bogato zdobionym stroju do jazdy pochyliła się nad paczką.
- Carrien, znowu uszkodziłeś tego Ciemniaka. Ileż razy mam go łatać? - zaklęła, patrząc z wyrzutem w stronę siedzącego na koniu kolejnego elfa. Rozwinęła poły materiału - Rozryłeś mu twarz, możemy pożegnać się z nagrodą, bo nawet własna matka by go nie rozpoznała!
- I tak był brzydki. Zostaw, rzuci się go gryfom na pożarcie. Niech smakują krwi Druchii, Ashaeka - tamten wzruszył ramionami. - Co z wiedźmą?
- Nieprzytomna - kobieta sprawdziła drugi pakunek. - Nic, co się nie zrośnie
Wróciła do poprzedniej ofiary i przyłożyła do niej dłoń mrucząc zaklęcie. Pojawiło się jasne, kojące światło.
- BOLOOOGGGSS!!! - potężny wrzask przetoczył się po okolicy płosząc konie.
- Czas na nas - ponaglił trzeci jeździec, szczelnie opatulony kapturem, uspokajając swoje zwierzę. Ashaeka odpuściła leczenie i dosiadła konia. Jeźdźcy opuścili ruiny.

Oddział Druchii wyszedł z ukrycia.
- Co to było do kurwy Staruchy? - sapnął Perth.
- Gigant, miejscowe bóstwo, które lubi rzucać kamieniami w okręty - odparł niespokojnie Gel'lan. - I w obcych
- On tu jest - wysyczał z wściekłością Dekappian. - Mamy skurwysyna... - nie dokończył myśli. Nad jego głową z nieludzkim wrzaskiem przeleciał Bardil i z nieprzyjemnym trzaskiem zatrzymał się na kamiennej ścianie wieży.
- Do broni! - rzucił Khret - Przyszedł tu za nimi!
Ledwie dokończył myśl, olbrzymia sylwetka wyłoniła się zza ruin zabudowań. Kolos trzykrotnie przewyższał Dekappiana. Gigant znieruchomiał zaskoczony obecnością kolejnych istot, co pozwoliło oddziałowi ciemnych elfów rozproszyć się. Perth oddał pierwszy strzał z kuszy i skupił na sobie uwagę wielkoluda. Okolicę przeszył bolesny wrzask, gdy stworzenie wyrwało sobie bełt z barku i ruszyło za elfem. Dekkapian skorzystał z okazji i cisnął dwie włócznie w plecy stwora, zanim ten zmienił kierunek na niego. Potwór wziął szeroki zamach potężną kamienną siekierą. Daz w ostatniej chwili uniknął trzonka rzucając się do wnętrza wieży. Nie czekając na poprawę ciosu, zaczął wdrapywać się po schodach w poszukiwaniu lepszej pozycji do ataku.

Tymczasem na dziedzińcu inicjatywę przejął Khret, angażując uwagę giganta w groteskowej wersji uderz-w-Khreta,chowając się w starej stajni i strzelając z łuku z różnych okien i dziur w ścianach, pozwalając Szybkiemu przeładować kuszę. Gel'lan w tymczasie dopadł trupa Bardila i siłował się, by uwolnić spod niego kuszę i bełty. Dekkapian wypadł na zrujnowany taras na wysokości trzeciej kondygnacji i z góry dołączył do przemieniania olbrzyma w wielkiego jeżozwierza. Potwór miotał się wściekle wrzeszcząc i plując i brocząc krwią całą okolicę. Wziął potężny zamach, celując w wieżę, lecz przerwał mu szybki świst i suchy trzask batu, który owinął mu się wokół nadgarstka. Thrall próbował skrępować kończynę giganta, jednakże przekalkulował swoje siły wedle zamiarów potwora i wystrzelił niczym z procy. Wylądował na ścianie obok stanowiska Dekappiana i osunął się nieprzytomny na posadzkę. Niemniej trajektorię ciosu zmienił i pełen impet wylądował na budynku, w którym chował się tropiciel. Kolejne dwa bełty wylądowały w plecach Bologsa, co rozwścieczyło istotę do tego stopnia, że najwyraźniej straciła zainteresowanie walką, gdyż wrzeszcząc w niebogłosy rzuciła się na pola. Nie dane było jednak Druchii cieszyć się zwycięstwem: gigant zaczął ciskać głazami na oślep. Dekappian zarządził odwrót, samemu ciągnąc nieprzytomnego Thralla. Oddalili się na bezpieczną odległość i odczekali, aż olbrzym się zmęczy i pójdzie swoją drogą. W międzyczasie udało im się ocucić młodego elfa i opatrzyć pomniejsze obrażenia. Powrócili do jeszcze bardziej zruinowanych ruin, gdzie odnaleźli ciało Khreta przysypane gruzem i kamieniami. Słońce dawno skryło się za horyzontem, gdy skończyli pochówek towarzyszy.
- Ruszajmy - odezwał się pierwszy raz od dłuższego czasu Dekappian.
- Odradzałbym, poczekajmy świtu - zaoponował Gel'lan. Szybki i Thrall podnieśli się, ten drugi z nieudolnie maskowanym grymasem bólu.
- Thrall, wrócisz na brzeg. Przekaż na Dumę, by udali się do Nagronath na Wyspie Strzyg do Lorda Rakartha z informacją, że Tarsil Silverdawn rekrutuje w Irn Dorei. - rozkazał młodemu i wręczył mu pistolet sygnałowy. Ten skinał głową i posłusznie oddalił się.
- Po czym wnosisz? - zdziwił się Gel'lan, ale również wstał.
- Ashaeka Wisehart - rzucił w odpowiedzi. - Główna gwardzistka admirała Silverdawn. Ta, która uciekła. Która zdradziła. Która przeżyła - wycedził ze złością.
Szybki Perth wymienił z Gel'lanem nierozumiejące spojrzenia, lecz nie dociekali.

Podróż w albiońskich ciemnościach zdała im się wiecznością, mimo podążania świeżym tropem pozostawionym przez konnych. W końcu jednak dostrzegli twierdzę górującą nad niewielkich rozmiarów miasteczkiem. Nieliczne ogniska i rozbłyski w oknach zabudowań, sugerowały, że większość mieszkańców odpoczywała po trudach całego dnia.

- Chcesz tam tak po prostu wmaszerować i strzelić w pysk admirałowi? - zapytał się Gel'lan
- Lubię proste plany - wzruszył ramionami Dekappian. - W tym wypadku jednak, nie jest to takie proste. Szczęśliwie na czas targowiska obowiązuje zakaz rozlewu krwi, żeby nie ekscytować towaru. Eftan dba o to, acz wypadki i tak się dzieją.

Salvador Eftan Mellem, wedle opisów, był rosłym Norskaninem, który odebrał rzetelną edukację na imperialnych i bretońskich uniwersytetach, po czym wrócił do Albionu, na ojcowską schedę. Bardzo szybko z upadającej baronii wyszedł na poziom sprawnej manufaktury specjalizującej się w hodowaniu i łapaniu, tresowaniu oraz sprzedaży potworów i innych stworzeń. Irn Dorei szybko stało się rozpoznawalnym miejscem w świecie do werbowania wszelkiej maści istot lubujących się w zabijaniu.
- Znasz lokalnego watażkę, kapitanie? - zdziwił się Szybki.
- Powiedzmy, że mieliśmy okazję roztłuc parę szkieletów tu i ówdzie - odparł wymijająco.
Opatulili się szczelnie płaszczami, ukryli twarze i weszli do miasteczka.
- Gdzie te wszystkie bestie? - zdziwił się Szybki Perth mijając kolejne zabudowania i namioty.
- Menażeria jest w podziemiach twierdzy. Tylko zaaprobowani klienci są wpuszczani. Wszystko przez Hydrę, która zerwała się z uwięzi i zanim ją opanowali, zmniejszyła lokalną populację o trzy czwarte. Od tamtej pory, tłuszcza nie ma wstępu za próg zamku. - wyjaśnił Dekappian.
- Więc dlaczego uważasz, że Was wpuszczą? - rzucił kpiąco Gel'lan
Kapitan i korsarz nie zdążyli zareagować, gdy silne ręce schwytały ich znienacka. Perth szamotał się i wyrywał, lecz to Dazowi udało się oswobodzić i rzucić się pełnym impetem na zdrajcę, rozbijając mu głowę o bruk. Wtem poczuł uderzenie w potylicę i nastała ciemność.

Do rzeczywistości przywróciło go silne uderzenie w brzuch. Odruchowo próbował się skulić, lecz poczuł, że ręce ma skrępowane i rozciągnięte w obie strony. Drugi cios nadszedł równie niespodziewanie co pierwszy i Daz poczuł jak treść żołądka podchodzi mu do ust, splunął więc i otworzył oczy.
- Pobudka, ciemniaku - rozmytym wzrokiem namierzył źródło głosu, wymuskanego wysokiego elfa, którego widział w ruinach Laverpool. Odziany był w nieskazitelnie białe szaty, więc Dekappian szukał dalej swojego oprawcy. Namierzył go sekundę przed kolejnym ciosem: wielkiego, zarośniętego Norskanina w mundurze Silverdawnów. Uderzenie padło w prawe żebro, pozbawiając go na chwilę tchu, lecz teraz, gdy miał wstępne rozeznanie w sytuacji, zaczynał panować nad bólem i dyskomfortem.
- Chcesz torturować Druchii? Wyborne - zaśmiał się butnie. - Drewno do lasu też wozisz?
- Tylko jak z Findolem się spotyka, gdy nie może znaleźć swojego - usłyszał słabą odpowiedź udzieloną zmęczonym głosem. Zaskoczony złożonością przytyku aż obrócił się, by wzrokiem wyrazić szacunek, lecz nie dostrzegł nikogo, a w odsłonięty policzek dostał pięścią.
- Inaczej będziesz śpiewał, jak cię nim wychędoże - odparł z irytacją elf, a Daz nie mógł wzruszyć ramionami na tę sugestię.
- Carrien, nie obiecuj, chyba, że to nowa forma tortur? Za krótki jesteś. Poza tym... - Daz ściszył głos obserwując oponenta, a ten zgodnie z przewidywaniami zbliżył się doń, by usłyszeć. Lutnął mu z całej siły z główki, aż tamten usiadł i zalał się krwią z rozbitego nosa. Dekappian zaniósł się śmiechem, przechodzący w krwawy kaszel po kolejnych ciosach oprawcy-norskanina. Wysoki elf zabrał się niepyszny, zostawiając ich pod nadzorem najemnika z Północy, który zmęczywszy się wyżywaniem na Dekappianie, po około godzinie wyszedł z lochu, zamykając drzwi na klucz.

Dopiero teraz kapitan mógł rozejrzeć się po pomieszczeniu, które zgodnie z przypuszczeniem wynikającym z dotychczasowej interakcji, było salą tortur. On stał przywiązany do pala z rękoma rozciągniętymi na kształt krzyża i skrępowanymi rzemieniami twarzą do wejścia. W zasięgu wzroku nie widział innych więźniów, jedynie utensylia i narzędzia grozy porozwieszane na uchwytach i rozstawione pod ścianami. Napiął się by sprawdzić siłę więzów. Jak jego werbalny oponent prezentował nadzwyczaj niski poziom, tak oprawcy nie mógł nic zarzucić. Norskanin odrobił lekcje i Dekappian był chwilowo unieruchomiony. Jedyne, co można było zarzucić katowi, to niedocenianie Druchii, którzy z tortur i sprawiania bólu stworzyli sztukę, a przede wszystkim rozrywkę. Mimo iż nie przepadał za tym, aktywnie uczestniczył w rytuałach świątynnych, zabawach w katowniach czy pijackich wyzwaniach, kto więcej wytrzyma bądź kto szybciej się oswobodzi. Praktyka czyni mistrza.
Zaczął trzeć lewą ręką rzemienie, parząc i rozcinając skórę, by krwią nasączyć sznury i móc je w ten sposób nawilżyć i jednocześnie rozluźnić, a gdy nadejdzie czas i oswobodzić.
- Kolega widzę ambitnie podchodzi do zagadnienia - usłyszał ten sam głos, gdzieś zza pleców.
- Póki co, nie wiedzą z kim mają do czynienia. Myśleli, żeśmy zwykli Druchii, więc wysłali pizdę z kompleksami, lecz teraz już nie popełnią tego błędu. - odparł konwersacyjnym tonem.
- Och, wasza lordowska mość wybaczy, toż mnie zaszczyt dzielenia celi ze światłem świata spotkał - odpowiedź towarzysza niedoli nie zawierała jadu, mimo tonu w jakim padła. Daz mimowolnie poczuł sympatię do gościa.
- Kapitańska mość - zaśmiał się i syknął, gdy rzemień w końcu przepalił naskórek i poczuł ciepłą krew. - Z Silverdawnami mam na pieńku od stu lat i oni też to wiedzą. Mathlaanowi niech będą dzięki, że zostawił tu tego ćwierćinteligenta. Dzięki temu mam jeszcze szansę.
- Kolega kapitan, no to bardziej me serce raduje, z kamratem to i los lepiej dzielić - wybrzmiało szczerze. - Nie chciałbym kija w szprychy pchać, jesteś dość dobrze związany, mości kapitanie. Nie bardzo widzę jakiekolwiek szanse na cokolwiek.
- Ach, ludzie małej wiary. Determinacja to klucz do sukcesu. Jestem stworzony do wyższych celi, jak gnicie w loszku na zadupiu świata - stęknął Daz, wyrywając rękę z uwięzi.

Musiał działać szybko, krew z otwartej rany popłynęła żwawiej, jak tylko opuścił rękę poniżej serca. Nie martwił się upływem krwi, wiedział, że żyły ma całe, jednakże na tym etapie cieknąca krew stanowiła zdecydowane utrudnienie, względem którego, cały plan mógł wziąć w łeb. Dwoma palcami, jak najdelikatniej i dokładniej jak się dało zaczął grzebać w bliźnie na biodrze, by wyciągnąć z niej niewielką żyletkę. Z przejęcia wstrzymał oddech i maksymalnie skupił się, by nie upuścić ostrza, które czuł, że mu się wyślizguje z mokrych palców. Mathlaan daje i odbiera, przemknęło mu przez myśl i postanowił zaryzykować uwolnienie drugiej ręki. Rzemień szybko ustąpił i po chwili był wolny.
- Pełen szacunek kapitanie - skwitował drugi jeniec. Daz namierzył jakąś szmatę i przewiązał ranną rękę, tamując krwotok. Następnie zbadał wzrokiem resztę pomieszczenia. Tak jak sądził, ustawiony był na jego środku. W tylnej części znajdowała się pusta klatka z jednej strony oraz łoże do łamania kołem z drugiej i tam zauważył przywiązanego towarzysza.
- Ależ cię kolego załatwili - aż zachłysnął się, gdy ujrzał jego zmasakrowaną twarz.
- Spierdalaj, od zawsze tak mam - burknął w odpowiedzi, lecz nie protestował, gdy Daz uwalniał go z więzów. - Przynajmniej jestem wyższy
- Ale nie większy - odciął się, komentując jednocześnie fakt, że byli nadzy. - Daz Dekappian, kapitan Dumy Khaine'a z Clar Karond - przedstawił się.
- Vaas Surefire, kapitan, obecnie bez okrętu, dawniej na Lipali. Słyszałem co nie co o tobie. Faktycznie masz jaja. Musimy napić się "U Wesołego Toma", jak będziemy w porcie - wyszczerzył się w uśmiechu, przez co wyglądał jeszcze gorzej. - Tymczasem masz jakiś plan?
- Miałem, lecz wędrowny olbrzym i zdrajca trochę go zaktualizowali. - odparł i streścił mu zdarzenia sprzed kilku godzin.- Misja była prosta: wejść, wyeliminować Tarsila Silverdawna, wyjść
- Bolog, skurwysyn zatopił Lipali[i] - żachnął się Vaas. -[i] Tylko ja i wiedźma, co ją wiozłem na targowisko przeżylim, z tego co wiem.
- Gdyby się nie wmieszał, byśmy was odbili wcześniej. Tymczasem posłałem wieści do Lorda Rakartha, więc póki co, jesteśmy zdani na siebie.
- Zatem znajdźmy jakąś broń, żeby nas nie zaskoczyli tylko z drągami w rękach - podsumował Surefire.
- Coś wymyślimy - Daz uśmiechnął się, podnosząc młot do łamania kości. Vaas wziął dwa rytualne sztylety.
- Straż! Straż! Język odgryzł! Się dusi! - wydarł się Surefire.
Fortel zadziałał, drzwi otworzyły się i wpadł przez nie Norskanin. Daz tylko na to czekał. Wziął zamach i wybił oprawcy z głowy kolejne tortury. Z truchła zabrał pęk kluczy i z Vaasem wyszli na korytarz. Rozejrzeli się na boki, spodziewając się alarmu i natarcia nieprzyjaciół, lecz póki co panowała cisza; nie licząc jęków i płaczu z sąsiednich cel. Dekappian spojrzał przez otwarte drzwi na truchło Norskanina i zmierzył wzrokiem kapitana Lipali.
- Możesz to sprzedać - podsumował swoje myśli, wskazując na strój martwego oprawcy.
- Z taką twarzą?
- Weź to - wskazał gumową maskę oprawców. - Pasuje ci
- Ty chuju, ty pało łysa - klął pod nosem, ale posłusznie się ubierał. - Ty z kolei zakładasz tylko biżuterię - zadzwonił kajdanami.
Przebrani zaczęli przemierzać korytarze w poszukiwaniu wyjścia, zaglądając do pomieszczeń, w poszukiwaniu broni, strojów lub sojuszników, bacząc by nie wywołać znacznego poruszenia.

Po kilkunastu minutach wędrówki dotarli do centralnej części zamkowych podziemi. Znaleźli się przy arenie, gdzie tresowano, ćwiczono lub walczono z różnymi potworami. Znajdowali się ponad poziomem klatek, lecz jeszcze pod trybunami, na których zasiadali pojedynczy Asurowie, Norskanie i ludzie. W głównej loży, dwa poziomy wyżej, Dekappian dostrzegł Salvadora Eftana Mellema, który zdecydowanie był nieproszonym gościem we własnym zamku. Towarzyszyło mu dwóch gwardzistów Silverdawna. Daz nie mógł dostrzec, lecz był pewien, że znalazłby tam Tarsila i krew się w nim zagotowała.
Jego uwagę odwrócił potężny, niemalże zwierzęcy ryk wydany przez kobietę klęczącą na środku areny. Przed nią kilkunastu niewolników trzymało spętaną, wściekłą hydrę, a po prawej dostrzegł przypiętego do pala, nieprzytomnego Szybkiego Pertha.
- ZA... DUŻO... ICH! - krzyczała elfka, niemal sycząc. W odpowiedzi otrzymała cztery baty i upadła. Zaczęła się wić w synchronizacji z potworem i jeszcze bardziej wrzeszczeć.
- To Drummond, ta wiedźma, którą wiozłem - szepnął Vaas.
Wiedźma nagle się uspokoiła i wstała, podobnie jak hydra. Niewolnicy niepewnie odstąpili od obojga.
- Rozpętać stwora - dobiegł ich z góry głos Tarsila. - Niech się pożywi tym druchii
Strażnicy dobyli włóczni obserwując rozwój wydarzeń, a wiedźma w transie skierowała potwora w stronę przywiązanego elfa.
- Duma Khaine'a! - wrzasnął Perth nim kilkanaście paszczy rozszarpało go na strzępy.
- Jeśli nie wiedzieli, to już wiedzą - pokręcił smutno głową Dekappian nad losem korsarza.
Wtem rozpętało się piekło. Wiedźma musiała utracić kontrolę, bowiem hydra rzuciła się jak oszalała na każdego kto był w zasięgu jej łbów. Jatka trwała kilka minut, dopóki łucznicy i włócznicy nie rozprawili się ze zwierzęciem, a strażnicy wywlekli ponownie miotającą się i klnącą Drummond.
- Zamknąć ją, niech spróbuje za godzinę - zagrzmiał z góry Tarsil i pokazał się przy barierce. - I znaleźć Dekappiana, wiem, że gdzieś tu jest!

Uznawszy to za sygnał do opuszczenia bieżącej lokalizacji, Vaas i Daz przemknęli korytarzem tylko by natknąć się na grupę strażników pakujących wiedźmę Druchii do celi. Korsarze wymienili się spojrzeniami. Sześciu uzbrojonych przeciwko dwóm zdeterminowanych. Zaatakowali, mając element zaskoczenia po swojej stronie. Surefire zdążył dźgnąć dwóch niespodziewających się strażników, a nagi Dekappian rzucił się na trzeciego i zaczął dusić go kajdanami. Zanim przeciwnicy się otrząsneli, siły były już wyrównane, kapitan Lipali sięgnął kolejnego. Szczęknał metal o metal gdy strażnicy zwarli się z korsarzami w śmiertelnym tańcu. Będący głównie w defensywie Daz w końcu wytrącił oręż jednemu z wrogów, a Vaas go wykończył. Pozostały przy życiu asur zamachnął się na nieosłoniętego Dekappiana. Kapitan Dumy odruchowo zasłonił się ramieniem i mentalnie wybierał już sobie protezę, lecz cios nie nastąpił. Ostrze zatrzymało się na magicznej zaporze z wody i piany. Za strażnikiem pojawiła się czarna postać z gorejącymi czerwono oczami. Wbiła paznokcie obu rąk w policzki i oczy asurowi i z wrzaskiem przekręciła o sto osiemdziesiąt stopni. Krew bryznęła dookoła, a twarz Drummond znalazła się w migotliwym świetle pochodni. Była najpiękniejszą Druchii jaką Daz widział. Roztaczała dziką i niebezpieczną, wręcz zwierzęcą aurę. Od razu jej zapragnął. Wodna tarcza opadła z pluskiem, ochlapując i orzeźwiając wszystkich. Drummond warknęła i wykonała gest do kolejnego ataku magicznego.
- Stój! Czekaj, to ja, Vaas - sapnął Surefire i zdjął maskę z twarzy.
- Lepiej ci było w masce - skwitowała i przeniosła wzrok na Dekappiana. - A tobie nie za zimno?
- Kapitan Daz Dekappian, Duma Khaine'a - nie skomentował zaczepki i nie stracił rezonu. Skoro fortel się wyczerpał, zerwał płaszcz z jednego ze strażników i się weń zawinął. - Lepiej?
Nie potwierdziła, ale i nie zaprzeczyła.
- Co robimy? - spytał krótko Vaas, a odpowiedziały mu krzyki strażników zmierzających w ich stronę.
- Jest wiele dróg z tego zamku, najlepiej zna je Eftan. Poza tym, jestem mu to winny - rzucił Daz podnosząc miecz. - Musimy go odbić - ruszył w stronę zbliżającej się wrzawy.
- Serio liczysz, że będziesz miał strzał na Tarsila? - wydyszał Vaas, idąc za nim.
- Dobry plan, prosty plan. Co może pójść nie tak? - zakpiła Drummond zamykając pochód.

Rozprawili się z grupą strażników, ale kolejna przyprawiła im już trochę kłopotów. Adrenalina się wyczerpywała, szczególnie u Daza i Drummond. Z tej potyczki wyszli bogatsi o kilka blizn. Natrafiwszy na pustą celę, zaszyli się w niej na chwilowy odpoczynek.
- Nie chcę narzekać, gdyż dopiero co się poznaliśmy, ale ten plan jest do dupy - podsumowała wiedźma.
- Respektuję tę opinię, acz na otwarte główne wejście bym nie liczył.... - odparł równie uprzejmie Dekappian. Został jednak uciszony gestem, gdyż Drummond zupełnie go nie słuchała, tylko wpatrywała się w róg pomieszczenia. Po chwili zza sterty desek, które kiedyś były łóżkiem wyskoczył spory, szary szczur.
- On wie, gdzie jest gospodarz, może nas zaprowadzić - stęknęła, a z nosa popłynęła jej strużka krwi. Zatoczyła się na Daza i ten pomógł jej usiąść.
- Ja pójdę - odrzekł Vaas. - Wtopię się w tłum i go tu sprowadzę. Wy będziecie mnie tylko spowalniać - dodał jeszcze.
Wyszedł bez pożegnania. Zapadła cisza. Przerwała ją Drummond.
- Przykro mi z powodu twojego załoganta.
- Szybki Perth, nie niewystarczająco szybki, niestety. Taka jest cena wojny. Co tam się wydarzyło?
- Chcieli, bym łamała wolę bestiom, by zasilały ich szeregi. Chcieli zwrócić Irn Dorei przeciwko Wyspie Strzyg i napuścić bestie na bestie.
- A co tu w ogóle robiłaś?
- Mój zakon wysłał mnie do służby Lordowi Rahkartowi, Panu Bestii. Gdyby nie olbrzym, zajmowałabym się treningiem kharybdissów, moja specjalność.
Dekkapianowi przed oczami przeleciało wspomnienie Hiatlowego okrętu i jego kharybdissów. Wstał z podłogi i stanął przed nią i powiedział:
- Uczynię cię najpotężniejszą Wiedźmą mórz i oceanów. Trwaj przy mnie, gdy będzie dobrze, ale i gdy źle też, a się przekonasz. Bowiem razem, tylko czas stoi nam na przeszkodzie.
Zaśmiała się, czysto i szczerze.
- Odpuścić służbę u legendarnego Lorda na rzecz kapitana, o którym nikt nie słyszał?
- Jeszcze. Jeszcze nie słyszał. Gdzieś trzeba zacząć, bo czyż nie najlepiej smakuje sukces oblany krwią naszych wrogów, zbudowany własnymi rękami, ku chwale Khaine'a i Czarnego Pana i Jego Matki?
Wstała również i chwyciła go przez prowizoryczny płaszcz za jądra.
- Ambitnyś kapitanie. Podoba mi się to - zbliżyła się do jego twarzy i drugą ręką pogłaskała go po głowie. - Jeśli stąd wyjdziemy, ciąg dalszy nastąpi
Odsunęła się, zostawiając Daza skonfundowanego i zastanawiającego się, czy miała na myśli rozmowę, czy coś innego.
- Tarsil Silverdawn - zmieniła temat. - Personalna vendetta, to rozumiem, ale dlaczego?
- Jest wszystkim, czym chciałby mój ojciec, abym ja był. Szlachcic, dziedzic, pan ziemski, a do tego mag-admirał w świętej wojnie przeciw rebelii - odparł lodowatym tonem. - Chciałbym zobaczyć minę ojca, gdy wśród pogorzeliska Neeth Tirion, przed rodzinnym domem zatknę na pice łeb Tarsila, pana tamtych ziem, zaraz obok chorągwi Malekitha i mej admiralskiej bandery. By stary Dazin de Kappa doświadczył ogromu mojej arki i jej katowni, zanim się przekręci. By spojrzał na powrót syna marnotrawnego w krwawej chwale i w świętym ogniu Khaine'a i zapłakał - cedził przez zaciśnięte zęby. Drummond przeszedł dreszcz.
- Być może kiedyś dam ci syna - westchnęła ponownie zaskakując Dekappiana. - Nauczysz go wszystkiego.
Urwała i nie podjęła tematu. Daz odwrócił się, lecz widział tylko jej plecy i nie umiał określić, o co chodziło.

Wtem usłyszeli kroki w stronę ich celi, dopadli więc ściany z bronią w pogotowiu.
- Swój! - usłyszeli głos Vaasa, a sekundę później do pomieszczenia wpadł Eftan popchnięty przez korsarza.
- O co tu kurwa cho... Daz Dekappian? - zaczął Norskanin - A niech mnie kule biją. Dekappian!
- Salvador - uścisnął dłoń mężczyźnie, a ten w odpowiedzi uściskał go na niedźwiedzia. - Co się tu odjebało?
- Tak to jest, gdy biznes opierasz na walucie,a nie na lojalności. Zawsze może ktoś przelicytować, a wtedy "przyjaciele" znikają szybciej jak skaveni przed Żelaznymi Smokami - rozłożył ręce. - I tak myślałem, coby kram zawijać, szczególnie po przybyciu Rakartha.
- Więc masz plan wyjścia - domyśliła się Drummond, uważnie obserwując Norskanina. Coś jej w tej personie nie pasowało.
- Ha, a jakże. I spodoba ci się, Daz. Spodoba, hehehe - Eftan jowialnie się zaśmiał, odruchowo łapiąc się za ozdobny łańcuch. Vaas aż zmarszczył się przez maskę i wyjrzał na korytarz. - Chodźta, zanim nas tu zdybią
Ruszyli korytarzem, lecz nie uszli nawet dziesięciu kroków, gdy Mellem zatrzymał się.
- Don, nuk, odro... dwe, tuk, ong - odliczał szeptem cegły i nacisnął ostatnią. - Ha, proszę, prosze.Wyjście ewakuacyjne - zaśmiał się i ruszył przodem.
- Waszą historię muszę poznać - szepnęła Drummond do Dekappiana.
- To nie moja historia do opowiedzenia - odparł zamykając ścianę za sobą. - I nie mój sekret do ujawnienia - dodał, gdy przejrzał jej zamiary.
Podążali skalnym tunelem dobrych kilkadziesiąt metrów, gdy natrafili na rozwidlenie z pochodnią. Vaas podpalił ją i dopiero teraz dostrzegli ciągnące się po suficie przewody.
- Zaminowane? - z nabożną czcią wydukał Dekappian.
- Tak, tak - zatarł ręce Eftan. - Irn Dorei zbudowali wieki temu ludzie, ale co jest pomijane, duży wpływ na kształt twierdzy i jej umiejscowienie mieli inżynierowie króla Snorriego Białobrodego. Otóż znajdujemy się nad wygasłą kalderą wulkanu, który niegdyś ogrzewał to miejsce geotermią - pośpieszył z wyjaśnieniem. - I iście poetyckie wydało mi się, by wszystko co w wewnętrznych murach, weń skończyło.
- W wielkiej kuli ognia - rozmarzył się Daz, a Salvador pokiwał głową, po czym podpalił lont.
- Ostatni na zewnątrz, ten gapa - rzucił i ruszył biegiem w stronę wyjścia.


Czas zwolnił, gdy pędzili na oślep wąskim tunelem. Daz myślał, że minęły godziny nim wypadli przez ukryty portal na zewnątrz, lecz nawet wtedy nie zwolnili. Nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, ale zatrzymał się, dopiero, gdy Salvador zwolnił.
- ...dwe, tuk, ong... - ponownie odliczył i nocny albioński horyzont na chwilę rozjaśniło nowe słońce. Huk ogłuszył ich i przez kolejne piętnaście minut słyszeli jedynie pisk. W błysku eksplozji dostrzegli grupę jeźdźców oddalającą się od twierdzy, w przeciwnym do nich kierunku. Z drugiej strony z kolei Daz dostrzegł zieloną flarę. Odwrócił się do Vaasa i Drummond i im pokazał kierunek.
- Duma! - krzyknął.
- Sam jesteś dupa - odkrzyknął Vaas.
- Coo? - dopytywała się Drummond.
Wrócili na okręt - bez Salvadora, który się od nich odłączył w pewnym momencie - zdali relacje Lordowi Rakarthowi, a za złoto otrzymane w nagrodzie odkupili Vaasowi okręt. Czy dopadli admirała Tarsila Silverdawna, nie wiedzieli. Przeczesanie ruin nie dało jednoznacznych wyników. Drummond zakwaterowała się na pokładzie Dumy wraz z tajemniczym jajem, którego doglądała codziennie i ruszyli ku bretońskim brzegom w poszukiwaniu sławy i bogactwa.

... obecnie

- Zwykle role są odwrócone - zauważył delikatnie jej kaca. - Wiesz, że będziemy musieli o tym porozmawiać? Nie dziś, spokojnie, ale wkrótce
Rozległo się pukanie do drzwi. Westchnął i niechętnie wysunął się spod pierwszej oficer. Przykrył ją prześcieradłem, samemu narzucając szlafrok. Zezwolił na wejście, petentem okazał się Remkel, główny inżynier floty. Zaczął wylewać żale w związku z nocną katastrofą i bynajmniej nie wykazywał współczucia dla Ganesha. Daz posłał mu znaczące spojrzenie, które wystopowało dawiego. Poprawił ozdobny łańcuch, chowając go pod ubranie, Drummond dostrzegła khazalidzkie runy "Burudin" zanim zniknęły pod uniformem.
- Procedujcie zgodnie z planem - uciął dywagacje. - Przyślij Caede.
Ta najwyraźniej czekała pod drzwiami.
- Działamy zgodnie z planem, harmonogram patroli jest ustanowiony. Jestem. Tylko. W ważnych. Sprawach. - zaznaczył dobitnie. - Reszta może poczekać. Ustal o której jest nabożeństwo i czy kapłanka spojrzałaby łaskawie na Ganesha i go złożyła do kupy.
Zakończył admirałowanie i nie czekając aż zamkną się drzwi zrzucił szlafrok i wrócił z powrotem do Drummond.
- Chociaż dwie godziny spokoju - wystawił na próbę Mathlaana, objął skacowaną partnerkę i wrócił do wspomnień.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wania dnia Wto 1:21, 17 Maj 2022, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Yelonek
Ranald's middle finger



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:11, 02 Lip 2022    Temat postu:

Daz

-Uczynię cię najpotężniejszą Wiedźmą mórz i oceanów. Trwaj przy mnie, gdy będzie dobrze, ale i gdy źle też, a się przekonasz. Bowiem razem, tylko czas stoi nam na przeszkodzie
Drumond popatrzyła na niego kpiąco zza przyćmionych kacem oczu.
- Nie rozdrapuj - parsknęła. - I tak pewnie było inaczej, niż wspominasz.

Po rozdysponowaniu załogi i jasnych poleceniach, najwyraźniej wieść się rozeszła szybko by nie zawracać głowy Admirałowi. Na dobrą sprawę, mógł pozostać w kajucie, dopóki tylko mu się żywnie podobało. Niestety, burczenie w brzuchu oraz mało zdatna do czegokolwiek Drummond słabo rokowały na spełnienie tych planów.


Ariadne

Rerinar skwitował chęć rozmowy z Polin uśmieszkiem.
- Nim będzie stała na nogach to chyba trochę minie... - Jego słowa przerwał radosny chichot czarodziejki zza ściany i podziękowania za coś. - Albo i nie.
Przytłumione dźwięki rozmowy przez ścianę zwiastowały, że Polin obudziła się jak nowo narodzona, bez najmniejszego kaca i wyrzutów sumienia, a niewymownie zadowolona przyniesionym śniadaniem.

- To? - przeniósł uwagę ochroniarz. - Melva przyniosła. Obudziła się przed wszystkimi i zrobiła obchód. W drodze powrotnej przyniosła nam to co według niej się nadawało z wczoraj. Póki Missisi się wszystkim zajmuje, to chyba nie musi się Pani nigdzie spieszyć.

Rozległo się pukanie do drzwi, chyba na wzór "uwaga: wchodzę" zamiast pytania o zgodę, gdyż natychmiast zostały pchnięte do otwarcia. Na szczęście, założony skobel uniemożliwił wejście gościa.
- Eeeej! To ja! - odezwała się Polin.


Kaleth

Pani podporucznik nawet nie drgnęła pod dodatkową warstwą nakrycia, najwyraźniej będąc jeszcze w głębokim zmęczonym wyczynami i alkoholem snem.

Po wynurzeniu się do ludzi Kaleth dostrzegł Maia oraz Sarge'a robiących nie tyle odprawę, co wydających pomniejsze polecenia skacowanej Aenie, trzem podwładnym Artiego oraz Rakiemu. Widząc walkę u niższych rangą by nie ukazać uśmieszków, przyszła Kalethowi myśl, że może wypadałoby zadbać o prywatność nieco bardziej niż zwykłym parawanem. Słuchając dialogu piąte przez dziesiąte bez większego skupienia wyłapał tylko, że mają przygotować jakiś plac treningowy i tak rozdzielać zmiany wewnątrz oddziałów, by być w stanie wcisnąć czas na treningi dla podkomendnych z zachowaniem odpoczynku.

Po wynurzeniu na powierzchnię nie dostrzegł nic specjalnie kującego w oczy. W obozie życie toczyło się normalnym roboczym dniem, gdzie reszta ludzi Artiego zajęta była kontynuowaniem wykopywania wilczych dołów przed powstałymi ostrokołami, a także budową zapowiadanej wieżyczki strażniczej przy południowej granicy. W "kantynie" ruch był mizerny - najwyraźniej żołnierze albo już zjedli śniadanie, albo nie byli głodni na kacu, albo łapali tylko coś w pośpiechu i wracali do swoich zajęć. Huriof siedział przy stole oficerskim dyskutując o czymś z Felią, która dzieliła uwagę między rozmowę a podgrzewany garnek z pozostałymi zupami. Kobieta na widok nadchodzącego Lorda natychmiast wlała do talerza zrobionego z połówki kokosa wczorajszą zupę warzywną, wzbogaconą o kawałki mięsa. Obok położyła dodatkowo 3 kromki z kukurydzianego pieczywa.

Dostrzegając Kaletha, służbista Huriof wstał i zaczekał z kontynuacją posiłku aż dowódca zajmie miejsce. Co prawda regulamin musztry zwalniał od takich zachowań w kantynie i latrynie, ale najwyraźniej chciał dawać przykład dyscypliny innym.
- Jak na razie, bez wydarzeń - zameldował. - Grizelle z kilkoma cieniami pojechała obejrzeć posterunki, powinni niedługo wrócić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Lamsen
(>0_o)>



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła rodem
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:08, 02 Lip 2022    Temat postu:

Kaleth

Gdy złapał wzrok podkomendnych, zareagował jedynie lekkim pokiwaniem głową, niczym gdyby mówił z wyższością i brakiem zażenowania: tak, to się działo i nie żałuję.

Z wdzięcznością przyjął strawę, a Huriofowi kiwnął głową i usiadł. Przysunął dzbanek z płynem i powąchał czy nie ma w nim niespodzianek.
- Będziemy ćwiczyć walkę w czworoboku, wszystkimi jednostkami naraz.
Posilał się w milczeniu, ostrożnie badając możliwosci żołądka.

Nie planował na dzisiaj nic poza relaksem, i okazjonalnym czepialskim rozsianiem opierdolu. Jeśli nic się nie działo, poprosił o porcję na wynos i zawlókł się do strażnicy razem z dzbankiem wody. Jeśli Nes jeszcze spała, wygrzebał z tobołka "znalezioną" biżuterię. Cieklaw był, po co sroczka pierwsze sięgnie. Wodę, koc, błystkotki, jego, parapet, czy ciepłą zupę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lamsen dnia Wto 12:11, 12 Lip 2022, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Aenyee
Spamer.



Dołączył: 30 Mar 2016
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:41, 10 Lip 2022    Temat postu:

Ariadne

Trochę uspokoiło ją to, że śniadanie przyniosła jej Melva. Ze spokojem zajęła się jedzeniem, myśląc nad planem dnia..

Kiedy Polin próbowała dostać się do jej pokoju, poprosiła Rerinara, aby ją wpuścił, po czym od razu zaczęła rozmowę:
- Mam nadzieję, że się wyspałaś, bo Twoi sąsiedzi, a raczej wszyscy w zasięgu słuchu, mogli mieć z tym problem - puściła do niej oczko - Musimy pomyśleć nad dzisiejszym nabożeństwem. Dałabyś radę powtórzyć pokaz z wczoraj? Tylko nie wiem czy tutaj w jaskini to będzie bezpieczne. Może lepiej pokaz na zewnątrz? Myślałam też nad tym, aby w trakcie nabożeństwa puścić kilku niewolników z jakimiś misami, żeby zbierali datki na rozbudowę Kościoła. Ty masz jakieś pomysły? Mamy też dostać jakieś ofiary do wykorzystania, w sensie coś z grupy, którą udało się pojmać podczas ostatniej potyczki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:54, 12 Lip 2022    Temat postu:

Daz

Rozejrzał się po kajucie w poszukiwaniu czegoś na ząb, a gdy niczego nie dostrzegł, narzucił płaszcz.
- Chcesz coś szczególnego? - zapytał Drummond.

Złapał z biurka papierosy i wyszedł na pokład. Zdybał przypadkiem przechodzącego marynarza i zadaniował go na zdobycie śniadania. Sam oparł się o barierkę i zapalił. Obserwował krzątaninę załogi, postęp prac w zasięgu wzroku. Wszyscy wiedzieli co mieli robić. Spojrzał na niebo, oceniając porę dnia i próbował oszacować ile czasu jest do rotacji Dumy w ramach patroli. Zamierzał spędzić ten czas męcząc poszczególnych funkcyjnych o postępy ich zleconych prac. Następnie chciał skupić się na flocie. W czasie patroli planował pocisnąć załogę - nie tylko Dumy, zamierzał pływać też z Karaho i Pięścią - by nie wyszli z wprawy. W ten sposób planował spędzić następne dni, o ile nie wyniknie nic nadzwyczajnego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Earth 2092 Strona Główna -> Arka Khaina Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 5 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin