Earth 2092 Earth 2092
Forum systemu w klimatach postapokaliptycznych
Earth 2092
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

Intermission III: Oczyszczona Meranica
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Earth 2092 Strona Główna -> Arka Khaina / Zamknięte epizody
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Yelonek
Ranald's middle finger



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 0:34, 29 Lut 2020    Temat postu:

Daz

Impreza okazała się nadwyraz udana. A przynajmniej tak wskazywały o poranku urywki pamięci, w których migotały obrazy całującej się Drummond i Syndry, a także fakt że obie dziewczyny znajdowały się z nim w łóżku.
Mankament stanowił fakt, że najbardziej przytulony był do, i z wzajemnością, Vaasa. Trzy czwarte pozostałej powierzchni łóżka zajmowały śpiące w pozycji na rozgwiazdy kapitańskie dziewoje. Pomiędzy nimi leżała 1 szklanka. Wolał nie wiedzieć do czego służyła.

Nadzór nad Dumą wprawiał go w zakłopotanie. Nie pamiętał kiedy ostatnio uciekła mu z pamięci impreza, a co gorsza, każdy mu pokazywał uniesiony kciuk albo poklepywał po plecach (na co wcześniej nikt się nie odważył). Gdy już temat wieczornej integracji ostygł, udało mu się usłyszeć, że spora część przybyłej załogi chętnie się przesiądzie na inny okręt, "no ale zjebany trep nie pozwoli". Miało to dotyczyć głównie marynarzy, ale i sam sternik Muskat rozglądał się za normalniejszym kapitanem.

Nabożeństwo poświęcone Mathlannowi było nadwyraz spokojne. Dekappian nie potrafił stwierdzić, czy była to norma, czy też efekt wczorajszego faux pas, ale z drugiej strony większość marynarzy czciła boga według swojego widzimisię. Najczęściej sam kapitan dedykował przemowę bogu morza i wyrzucał jakąś ofiarę za burtę, albo po prostu w ciszy modlono się w jego kapliczkach. Dzisiejsze nabożeństwo obejmowało pół tuzina przypadków, które z kolei naraziły się Mathlannowi oraz sposobach skazania się na jego gniew. Rozglądając się w trakcie trwającej mszy, Daz dostrzegł że przybyło również 14 jego załogantów. Niestety, po wszystkim nie poczuł obecności boga, ale z drugiej strony po ostatnich wydarzeniach - ciężko będzie przebić rewelacje zafundowane przez Kapłankę. Mimo wszystko, łaski nie otrzymuje się ot tak. Bogowie obdarowują tylko swoich najbardziej oddanych wyznawców.

Ariadne

Przerywany sen drącego się wniebogłosy Vaasa z Dazem nie pozwoliły się wyspać Kapłance. Gorzej było w środku nocy, gdy do mordodarcia dołączyły Syndra i Drummond. Dziewczyny, pomimo bycia na sąsiednim okręcie, pomiędzy jękami wydawały swoim kapitanom co raz dziwniejsze polecenia. Bujna wyobraźnia i domysły uniemożliwiły Ariadne sen, gdy Drummond oznajmiła całemu portowi, że o 3 w nocy nastała pora na "świdrowy ananas pod klaskającymi wzgórzami".

W związku z nocnymi wydarzeniami, Drummond była nieosiągalna przed południem. Najwyraźniej odsypiała nocne fanaberie. Aby nie stracić okazji, Ariadne po udaniu się na targ zastała zaklinaczkę, która chętnie przyjęła zlecenie na telepatyczne pierścienie.
- Jest jedno "ale" - uprzedziła. - Nie umożliwią one bezpośredniej komunikacji między wszystkimi użytkownikami, ale każdy będzie mógł nadawać swe myśli do pani. Jeśli adresat jest inny, to tak czy inaczej, wiadomość musi zostać wysłana ponownie przez Panią. Druga sprawa, że dostrojenie wymaga danego żywiciela-centrum, co znaczy Pani. I będzie to męczące. Samo tworzeni pierścieni to zaledwie chwila, ale pozyskanie esencji do nich wymaga by Kapłanka poświęciła ze mną cały dzień - oznajmiła.

- Pani... - zaczepiła Polin, która najwyraźniej czekała na zakończenie rozmów z artifisjerką. - Kupiłam po taniości garbatą dziewkę z Arabii. Powinna się nadać na rytuał i starczyć na... około dwadzieścia minut rozmowy z Felicion. Potrzebujemy do tego jeszcze trzech użytkowników magii. Drummond i ja rzecz jasna będziemy... Pytanie brzmi, kogo mam wziąć na trzeciego? Serenę czy Dustoi? Osobiście sądzę, że tej elfce źle z oczu patrzy... Ale z kolei Dustoi to śmiechu warty człowieczek.

Nadzorowanie niewolników okazało się przydatne. Misissi na spółkę z Huriofem zauważalnie zaczęła hamować się przy stosowaniu swoich metod wychowawczych, bo nagle przestało niewolnikom przybywać ran siecznych na plecach od "drewnianych mieczy". Elfka zaproponowała uczestnictwo w jutrzejszym popołudniowym szkoleniu, lub z Melvą o poranku. Mimo wszystko, patrząc na trening, Ariadne przypomniała sobie podstawy, które już dawno umknęły z pamięci, gdy zaczęła częściej korzystać z wiatrów magii.

Kaleth

Dopiero wchodząc do zamtuzu, Strażnik przypomniał sobie o przywilejach VIP. Co więcej, spora część dziwek pamiętała upadającego demona prosto pod nogi Kaletha, któremu triumfalnie potem odcinał głowę, wobec czego ich wdzięczność nie miała nic wspólnego z zasobami sakiewki. Co najwyżej łaknęły innej torby.

Łyżką dziegdziu była zjawiająca się w przybytku Grizzelle z Gorrem, który na widok Strażnika spochmurniał. Mimo ostentacyjnych zalotów norskanki, stracił humor, a po małej kłótni opuścił lokal. Niewzruszona (lub pijana) Grizzelle zatrzasnęła pokój biorąc kilka dziewczyn i przypadkowych marynarzy.

Po wybraniu się o poranku na arenę Kaleth stoczył pojedyncze walki na arenie. Była to błahostka dla zaprawionego w boju Strażnika, który wręcz traktował całość jako rozgrzewkę. W pierwszej walce wystawiono mu dwóch przeciwników, których położył pojedynczymi cięciami. Nieliczna publika była niezadowolona z szybkiej walki. W kolejnej rundzie Kaleth musiał wykazać się finezją, by obejść się bez draśnięcia. Zestaw tarczy i miecza pozwalał mu izolować przeciwników ze swojej prawej, gdy ten spokojnie odpierał natłok niewprawnych ciosów o osłonę z lewej. W trzeciej walce, pomimo tej samej liczby przeciwników, Strażnik pokazał co znaczy wprawa w używaniu halabardy. Trzech wrogów utraciło kończyny przy pierwszym zamachu, podczas gdy ostatniego do walki musiała zmuszać ochrona areny. Tchórzliwy wojak został skazany na śmierć z ręki Kaletha przez publike po tym, gdy próbował wbiec w trybuny.

Po wszystkich walkach zaczepił Strażnika Kireus, nadzorca areny, który zaproponował by Kaleth uczestniczył w popołudniowych walkach. Raz, że wówczas jest większa widownia, dzięki której można zarobić procent od zakładów; dwa, że będą bardziej wymagający przeciwnicy, godni tak doświadczonego wojownika. Jedyną wadą miała być losowość używanego w potyczkach oręża.

Prowadzący szkolenia podwładnych Huriof wraz Misissi zasalutował.
- Nie wiem jak, ale ten wasz smutas bez ręki nieźle tę trzodę przeszkolił. Myślałem, że będę musiał bydło karcić za wszystko i od podstaw wprowadzać dyscyplinę, a tu niespodzianka. Większym zmartwieniem jest dla mnie sam chłop. Widać, że coś go gryzie i widać po ludziach, że kiedyś był ostrzejszy. Poranne szkolenie podobno musiała dokończyć Melva, bo ten po prostu machnął pozostałą ręką i stwierdził, że nie ma do nich cierpliwości. A potem poszedł chlać pod pokładem. Chwilę temu poszedł gdzieś w miasto - wskazał gestem tawernowe wybrzeże. - Szczerze, to ja bym się z nim rozmówił. A od jutra zapraszam na wieczorne szkolenia. Widziałem Panie co potraficie zdziałać na arenie, więc może pojedyncze rady co do sztuczek któremuś z tych nicponi życie uratują.
Oglądając szkolenie, Kaleth zaczynał zauważać niuanse różniące sztuki walki strażników i egzekutorów. Częstsza obserwacja treningów mogła zaowocować zyskiwaniem cennego doświadczenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Sob 1:07, 29 Lut 2020, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Lamsen
(>0_o)>



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła rodem
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:24, 29 Lut 2020    Temat postu:

Kaleth

Nie zwracał specjalnie uwagi na załogantów w burdelu, skupił się na swoich przyjemnościach. W planach miał spróbowanie najmocniejszych lokalnie dowstępnych napiwków i kurew. Mieszczkami też nie gardził, jeśli były chętne w jego okolicy.

Z nieskrywaną przyjemnością wyszedł z areny. Dopytał o godziny popołudniowych walk na arenie i wieczornych szkoleń Huriofa, nie był pewien, czy zdąży na jedne i drugie zabawy każdego dnia. Jeśli się zazębiały, zasugerował Huriofowi przesunięcie harmonogramu tak, żeby to on rano prowadził. Najwyżej zamieni się z Sargem na grupy.

Odpowiedział na salut pozdrowieniem strażników.
- Niepokojące, wcześniej nie sięgał po wódę, i nie miał takich nastrojów. Dzięki za cynk.

Udał się na Lipali wydać inżynierce priorytetowy rozkaz przygotowania protez, tak jak już wcześniej to przekazał warsztatowym na Dumie. Jeśli miała jakiś pomysł na ulepszenia albo kilka wersji, tym lepiej. Na szybko przynajmniej przydałaby się wizualnie pasująca i umożliwiająca chwytanie przedmiotów. - Pomiary weźmiesz z Sarga, jakby się sapał to niech wie, że to mój rozkaz. Przekazał jej też sto złotych monet na zakup materiałów albo usług zdobniczych czy magicznych. Ale pod ręką magów mieli ostatnio od cholery, więc może wyjdzioe po znajomości taniej. Wręczył jej też odznakę VIPa, żeby ułatwić sprawę. Jego już w sumie rozpoznawali bez.

Skierował się następnie do miasta i udał się do tawern szukać oficera.

Na kolejny dzień planował:
1. zlecić zaklinaczce założenie alarmu na skrzyni
2. wziąć udział w porannym treningu
3. wziąć udział w wieczornych walkach na arenie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lamsen dnia Sob 14:01, 29 Lut 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:03, 02 Mar 2020    Temat postu:

Daz

Oparł się o barierkę na górnym pokładzie Dumy i zapalił papierosa, obserwując wschodzące słońce oraz drzemiące kharybdissy. Zaciągnął się dymem i wspominał zdarzenia z poprzednich dni, ciesząc się względną ciszą poranka. - Zdrowyś Mathlaan, łasek pełen... - zaczął mamrotać pod nosem, ale zaraz urwał, gdyż wydało mu się to bez sensu. Dokończył jednak w myślach, skoro już zawracał głowę bóstwu o tej porze. Zaraz potem przywołał jednego z ludzkich załogantów, Markona, i wysłał go z zadaniem umówienia go na rozmowę z Meraniką następnego dnia. Poczekał, kręcąc się po Dumie na bardziej ludzką porę, po czym powierzył okręt Thrallowi, a sam poszedł na Lipali, do Vaasa.

Chciał przegadać pomysł szkolenia strzeleckiego obu załóg na pokładzie Lipali, by zwiększyć skuteczność ostrzału. Ciekaw był propozycji przyjaciela.

Następne na liście było zweryfikowanie postępów prac przy Dumie i dopilnowanie, by wszystko przebiegało zgodnie z planem, co oznaczało, że spędził chwilę drepcząc po piętach Remkelowi. Zapytał też, czy jest możliwość, wykorzystując płuca lewiatana, do stworzenia aparatu do oddychania pod wodą i zbadania wraków, a szczególnie ich ładowni. Domyślał, się, że to może być niemożliwe, ale rozczarowania pesymistów są wyłącznie przyjemne.

Liczył, że posłany wcześniej Markon wróci przed codzienną odprawą z terminem spotkania.

-Wszyscy wiemy, że gość jak ryba, na trzeci dzień śmierdzi - zaczął odprawę załogi. - Dlatego miejcie to na względzie szturmując burdele dzisiejszego wieczora. Choć lepiej, dalibyście kurwom odtajać, zanim je złamiecie przed wypłynięciem.
Streścił im progres modyfikacji okrętu oraz wspomniał o możliwości ćwiczeń lub eksploracji dna następnego dnia, w zależności od rezultatu poprzednich rozmów.

Drugą połowę dnia spędził na rozmowach z kupcami i załogą, szczególnie Imrą i Kresem (żakowie), Caedą i Riinem, odkrywcą. Był ciekawy ich spostrzeżeń, przemyśleń bądź progresu prac jakie prowadzili.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Aenyee
Spamer.



Dołączył: 30 Mar 2016
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:01, 03 Mar 2020    Temat postu:

Ariadne

Postanowiła, że jak natrafi w ciągu dnia na Drummond, to ustali z nią termin uleczenia Nessie.

Nie do końca spodobało jej się, że będzie musiała spędzić cały dzień na strojeniu pierścionków, ale cóż zrobić:
- Dobrze. Jak tylko będzie Pani gotowa na dostrajanie, to proszę mnie uprzedzić, abym odpowiednio zaplanowała dzień.

Zamyśliła się chwilę po słowach Polin:
- Hmm... Zaryzykujmy z człowiekiem. Serenie też do końca nie ufam. Czy będzie możliwość aby wybrane osoby wyłączyć z rozmowy? Tzn. aby nie słyszały ani nie były w stanie odczytać słów z ruchu ust? Dogadaj proszę z nimi termin, może dzisiejszy wieczór, i daj mi znać.

Była nawet zadowolona z treningu niewolników. Zwróciła się do Mississi:
- Raczej jutro zawitam do Melvy, bo jest szansa, że resztę dnia będę mieć zajęta. Jak ogólnie niewolnicy się sprawują? Coś z tego będzie? Ktoś się wyróżnia?

Nie chciała nic za bardzo planować na kolejny dzień, bo nie wiedziała kiedy nastąpi kalibracja pierścionków.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Yelonek
Ranald's middle finger



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 3:27, 06 Mar 2020    Temat postu:

Kaleth

Huriof słysząc propozycję zmiany grafiku podrapał się w głowę.
- Mi tam to obojętne, ale Sarge raczej się nie zamieni. Sięga po butle jak tylko kończy zajęcia, a dziś nawet wcześniej.

Naesala zamyśliła się słysząc nowe zadanie. Najwyraźniej pod grzywką zaczęło buzować.
- To ma być po prostu kończyna, czy narzędzie? Bo mam już kilka pomysłów, ale nie wiem co on powie na niektóre z nich.

Znalezienie Sarge nie było trudne. Wybrał największą mordownię portową, w której cuchnęło szczurzymi szczynami i przepoconymi stopami, ale zarazem było najciszej. Nowy członek kadry oficerskiej leżał nieprzytomny na blacie jednoosobowego stołu z twarzą w stronę ściany. Elf ślinił się w pijackim śnie, jednak kurczowo trzymał w dłoniach w połowie opróżniony kielich taniego bimbru. Jakikolwiek kontakt z nim w tym stanie był z góry skazany na porażkę.

Wezwani na miejsce giermkowie szybko uprzątnęli przelewającego się przez ręce pijanego kalekę i zawlekli go na pokład Dumy, obiecując że przypilnują by nie utopił się w swoich wymiocinach.

Kaleth & Ariadne

Poranny trening Melva zaczęła od swojego wariantu rozgrzewki, w wyniku której kilku niewolników, Gustaf oraz Ariadne się porzygali. Serie przysiadów przeplatanych pajacykami, pompkami oraz krótkimi odcinkami sprintu trzymając kule armatnie bez chwili wytchnienia nawet u największych twardzieli wywoływały zawroty głowy. Sam Kaleth odczuwał problemy z narzuconym przez elfkę tempem, ale wynikało to z kompletnie odmiennego rodzaju treningu, niż ten do jakiego był przyzwyczajony. Strażnicy większy nacisk kładli na aspekty siłowe, podczas gdy wiedźmy skupiały się na przełamywaniu psychicznej bariery "więcej nie dam rady". Mimo to, udział Strażnika i Kapłanki w treningu działał pozytywnie na pozostałych, tworząc nić porozumienia i poczucie jedności przez wspólne cierpienie. Melva, pomimo bycia nieugięta w szkoleniu i wychodząc z założenia że absolutnie każdy ma dokończyć dane ćwiczenie, wykonywała je równolegle ze swoimi kursantami. Po rozmowie z Ariadne wdrożyła jedną zmienną w postaci równania do najsłabszego. Dopóki "największa oferma", którą tak publicznie nazywała najwolniejszego kadeta, nie ukończyła serii, reszta uczestników szkolenia musiała czekać w pozycji deski. Było to podwójnie niemiłe, ponieważ trening nie odbywał się ani na trawie ani na błocie, a na bruku.

Z prawie godzinnym opóźnieniem dołączył do prowadzącej elfki Sarge. Elf był wyraźnie skacowany i przeżywał katusze, ale mimo to nikt nie odważył się tego skomentować.
- Dobrać się w pary - polecił świeżo upieczony oficer. - Jedna drewniana i jeden miecz szkoleniowy na dwójkę. Wczoraj tłumaczyłem jak wyprowadza się porządne techniczne cięcia z całej masy ciała, czyli zupełną podstawę ataku. Dziś chcę to zobaczyć w praktyce, aż zaczniecie to robić bez zastanowienia. Druga osoba z tarczą ma ćwiczyć skuteczny blok tego ciosu na ugiętych nogach z półkrokiem na zmiękczenie uderzenia i zwiększenie dystansu. Co dwadzieścia machnięć zamiana ról. Jazda!
- Ale wkładać w to jaja! - warknęła Melva. - Napierdalać a nie się głaskać! Kto się nie będzie przykładać to będzie miał taką pizdę pod okiem, że nie będzie wiedział czy iść do znachora dla chłopów czy bab!

Z drobnymi przerwami trening trwał do południa, a zwieńczeniem katuszy był 5 kilometrowy bieg z nową ulubioną zabawką Melvy w rękach - kulą armatnią.

Kaleth

Widząc Strażnika na arenie, jej właściciel Kireus wyszczerzył radośnie gębę.
- Rozumiem, że podbijamy poprzeczkę? Nie będę cię rzucać na głęboką wodę jeszcze, bo musimy ci wyrobić publikę. Na dziś, zaplanowane są po dwie walki na zawodnika z finałem pojutrze. Pierwsza przy pomocy losowej broni przeciwko młodemu zimnokrwistemu, który nie nadawał się na wierzchowca. W drugiej walce staniesz pozbawiony oręża przeciwko dwóm głodnym ogarom chaosu. No, niezupełnie pozbawiony broni, bo kilka sztuk będzie rozrzuconych na piasku. Finał pozostanie tajemnicą dla ciebie i pozostałych którzy przeżyją.

Kątem oka Kaleth dostrzegł, że na arenę przybył również Gorr oraz Thrall. Nie brakowało też innych chętnych, będących prawdopodobnie tutejszymi żołnierzami albo gladiatorami. Każdy z uczestniczących miał za zadanie wybrać kosz zawierający uzbrojenie na najbliższą potyczkę.
Kaleth wylosował kościany sierp, o nieco dłuższym trzonku niż przeciętny odpowiednik używany jako narzędzie.
Gorr wylosował oszczep. Wydawał się zadowolony.
Thrall wyciągnął czekan. Zaklął szpetnie.

Daz

- Niegłupi pomysł, jeno kosztowny - podsumował Vaas słysząc o treningach artyleryjskich. - Moglibyśmy to jutro przeprowadzić, ale z rana. Chłopaki tylko szukają wymówki byle spierdolić przed tymi nowymi wiedźmami - wskazał palcem na rzygających w katorgach fundowanych przez Melvę. Po chwili namysłu dodał - w sumie rozbiłbym to na dwa dni. Jutro trochę podstaw, co by przy okazji ograniczyć ryzyko nieprzewidzianego pierdolnięcia w rękach, a pojutrze już konkretnie prędkość. Przyda się to zarówno moim i twoim. Jak tak liczę, to żeby każdy mógł oddać po kilka salw, to ze 150 sztuk złota na trening by było. Przynajmniej na jutro, za pojutrze rzucę ze swojej kieszeni.

Remkel rozumiał, że najwyższą formą zaufania jest kontrola, jednak nie krył niezadowolenia wynikającego z nadzoru. Swój wewnętrzny wkurw przelewał na pozostałych, co zaowocowało przyspieszeniem prac o połowę dnia. Załoga już mniej radośnie śpiewała pod nosem szant o łysej glacy pilnującej pracy.
- Wyśmienity pomysł - odezwał się sarkastycznie Remkel słysząc pomysł o batyskafie - Jedyne "ale" polega na tym, że to ma skrzela, a nie płuca. - skwitował krasnal odwracając się. Gdy myślał, że jest poza zasięgiem słuchu, dodał - Jak każda, kurwa, ryba. Ja pierdole. Dumb'asa elgi.

Markon powrócił w samo południe ze skrzywioną miną.
- Lady Meranika nie będzie mieć dla nas czasu z uwagi na pilniejsze problemy. We wszelkich sprawach mamy się kierować do Desuy albo tej jej drugiej czarodziejki, której imienia nie pamiętam.

Słysząc o prośbie o powstrzymanie swej chuci, jakiś bliżej niezidentyfikowany osobnik z tłumu rzucił:
- Lepiej ruchać na zapas, bo jaszczurki nie są w moim typie.
- Bardziej ty w ich - zripostował szybko Bosch szukając winnego, ale kolektywny śmiech wystarczająco sponiewierał pyskatego marynarza.
Wydawało się, że rozumna część załogi przyjęła prośbę do wiadomości.

Zacieśnianie więzi z załogą przyniosło pozytywne rezultaty.
W trakcie rozmowy z Caedą i Riinem, którzy na dokładkę weszli w komitywę z Felią, udało się odkryć różne metody oszczędzania żywności i oszukiwania głodu.
Imra wydawała się mocno nieobecna, ale w dobrym humorze. Niestety, jej grupa nie poczyniła żadnych postępów, ponieważ dopiero wdrażali Kresa w swoje projekty. Ponadto, nowa pani saper była niewiarygodnie gadatliwa po kilku głębszych i mogła konkurować z Jaskrem o miano największego organizatora spontanicznych "wieczorków zapoznawczych". Co więcej, nie zamierzała nie wypić z kapitanem, ani jego oficerami. Po krótkich rozmowach i podpuszczeniu Boscha oraz Drummond, ekipa zamierzała udać się na arenę gdzie miał startować nie tylko pewny siebie Strażnik, ale i nie podejrzewany o takie zapędy Thrall.

Ariadne

- Będzie to pierwsza rzecz jaką zrobię z rana - oznajmiła Drummond przyjmując diadem z namaszczeniem.

Gdy tylko Ariadne zakończyła trening i rozmowę z Drummond, zjawiła się Polin z Vestanem. Kapłan usłużnie podał ręcznik do otarcia potu i oznajmił, że kąpiel jest gotowa. Taka normalna, bez krwi.
- Dustoi zgodził się po delikatnych namowach - zaczęła czarodziejka. - Miał obiekcje do części związanej ze składaniem ofiar, ale... Hrhm. Ponowiłam prośbę jak już trochę wypił. Sam rytuał będzie prosty i nikt nie będzie podsłuchiwać. To Pani będzie wysyłać swój awatar do Felicion i będzie tak jakby obok niej. Dla nas, podtrzymujących rytuał, będzie Pani po prostu stać w kręgu jak słup soli. Możemy zaczynać nawet zaraz, bo przygotowanie chwilę zajmie.

Na pokładzie Dumy w kajucie Ariadne zjawiły się Drummond, Polin, Dustoi oraz Vestan prowadzący śniadą i garbatą niewolnicę. Czarodziejka ognia narysowała na podłodze dziwne symbole, a następnie rozstawiła siebie i pozostałych dwóch magów na planie trójkąta równobocznego, zostawiając Kapłankę na samym środku. Przed Khainitką stał Hagiew trzymający za włosy klęczącą niewolnicę, a w wolnej ręce dzierżył rytualny sztylet.
- Jest zbędna, więc nie stosuj półśrodków - rzuciła po elfiemu Płomienna do kapłana.

Polin zaczęła melodyjną inkantację, a z dłoni pozostałych magów zaiskrzyła magia w różnych kolorach. Hagiew przeciął precyzyjnym ruchem tętnicę niewolnicy, ale krew zamiast bryzgać, zaczęła układać się w zawieszoną w powietrzu pajęczynę znaków.

Ariadne nie wiedziała co dalej działo się w kajucie, ponieważ omiatał ją zimny wiatr północnych rubieży Naggarothu. Pod stopami zachrzęścił śnieg. Dopiero po chwili do jej uszu dotarło, że słyszy krzyki wojowników i metaliczne uderzenia broni. Siły druchii nacierały właśnie na plemiona Mungów, norskan z północnej granicy królestwa Naggarondu.
Odwrócona plecami do Ariadne stała Felicion, na którą biegło właśnie ośmiu maruderów. Arcymistrzyni magii zatrzymała ich jednym gestem, jakby dotknął ich paraliż. Następnie złożyła dłoń w geście, jakby gwałtownie obracała klamkę, a wszyscy przeciwnicy upadli z makabrycznie skręconymi karkami.
- Ociągacie się - rzuciła w przestrzeń, ale Ariadne wiedziała, że Felicion nie musiała się wcale odwracać by wiedzieć o jej przybyciu.
Dowiadując się o skażeniu w porcie Meraniki, Mistrzyni westchnęła.
- To było do przewidzenia. Ona miewa niezdrowe ciągoty do takich mocy. Jestem pod wrażeniem, że z waszą władzą na wiatrami magii to opanowaliście.
Kapłanka streściła historię zniszczenia artefaktu, objawieniu się samego Khaine'a oraz zamknięciu przeklętej mocy w urnie. Mistrzyni chwilę nie odpowiadała, jakby trawiąc wiedzę, ale po chwili okazało się, że tylko szukała kolejnego celu do ataku. Rydwany druchii zaganiały norskańskich konnych, którzy postanawiali przejść do kontrataku. Felicion zaczerpnęła ogromne pokłady mocy, a kilkunastometrowe kostury z fioletowego szkła zaczęły ścinać konnicę jak łany zbóż. Z każdym zamachem magicznej kosy padało tuzin chłopa wraz z wierzchowcami.
- To bardzo dobrze się składa, że sam Khaine patrzy na was przychylnym okiem. W miarę możliwości, spróbujcie nie stracić urny. Może się okazać przydatna do destabilizacji wiru. A jeśli obawiacie się, że jej nie opanujecie, to możecie ją wysłać do mnie lub samej Morathi.

Z boku rozległo się rżenie pędzącego konia. Norskański topornik pędził prosto na rozmawiające kobiety. Kiedy wydawało się, że Felicion miała zostać stratowana, niczym błyskawica zwinnym susem przeskoczył nad konnym jakiś cień. Cieniem tym okazał się zamaskowany elf, który pojedynczymi cięciami pozbawił jeźdźca głowy, a samemu koniu przeciął kark. Rozpędzona bestia upadła na ziemię i tylko siłą rozpędu dojechała po śniegu w pobliże elfek. Krew chlustała z rozciętej szyi ogiera, brudząc twarz i włosy Arcymistrzyni. Kobieta karcąco spojrzała się na zabójcę.
- Sabbioth... - westchnęła z pretensją, patrząc na posklejane juchą pukle. - Dzisiaj je myłam.
Rozeźlona elfka odwróciła się do Kapłanki, jednak natychmiast na jej buzi zagościł uśmiech.
- No, no... Powodzi się widzę - skomentowała nowy ubiór.
Ariadne miała w końcu dłuższą chwilę, by opowiedzieć o zwoju Hekarti i Wyroczni. Oczy pomagierki Malekitha zapaliły się radością. Dalsza seria pytań Mistrzyni dotyczyła opisanego w zwojach rytuału, umożliwiającego dostanie się do poszukiwanej Wyroczni. Kapłanka w pewnym momencie musiała przyspieszać swoje słowa, wiedząc że może nie starczyć niewolniczej krwi na rozmowę.
Felicion zaklaskała i podskoczyła jak dziecko.
- Jakbyś była materialna, to bym cię wyściskała. Dokończę sprzątanie tutaj i już biorę się za to wszystko o czym mi powiedziałaś. Wyczekuj mej wiadomo...

Ariadne mrugnęła. Znajdowała się pomiędzy trzema znajomymi magami, kapłanem i truchłem niewolnicy. Symbole z krwi w powietrzu nagle przypomniały sobie o grawitacji i z głośnym chlupnięciem opadły na podłogę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 9:23, 06 Mar 2020    Temat postu:

Daz

Uśmiechnął się słysząc słowa Vaasa.
-To jesteśmy dogadani. Trzymaj kasę i czyń swoją powinność. Zaczynamy jutro rano.

Spojrzał z góry na Remkela, przekrzywiając lekko głowę.
-Płuca, skrzela, jeden pęcherz z powietrzem. No ale jak się nie da, to się nie da. Pamiętaj o zała...
-..dowaniu ości lewiatana w skrzynie i na okręt oraz zebraniu resztek łusek do wyrobienia puklerzy dla mięsa jej kapłańskiej mości. Tak. Wiem. - dokończył zirytowany krasnal i wykonał obsceniczny gest w stronę oddalającego się kapitana, który ewidentnie śmiał się ze "złości" inżyniera.

Odesłał Markona z prośbą o spotkanie z Lady Desuą zaraz po tym jak zakończą poranne manewry następnego dnia.

Korzystając z dobrego humoru Imry, zapytał, czy są w stanie określić już lokalizację bretońskiego skarbu i jakiej wartości mógłby on być.

Wieść o Thrallu na arenie zmroziła mu krew w żyłach. Co też opętało tego idiotę, który jedyne z czym walczył, to ośmiornica na talerzu.
- Jak kurwa zginie, to go zapierdolę. - rzekł do Boscha i ekipy. -Czy któreś z was ma jakieś pojęcie, co też mu odjebało?
Udał się na arenę. Liczył na zamienienie dwóch słów z Thrallem: Ki chuj?

Na następny dzień planował morskie manewry, rozmowę z Desuą oraz dalsze zjednywanie łaski Mathlaana. Zamierzał też zaopatrzyć się w kilka zestawów odzieży, których mógłby użyć do przebierania się, by łatwiej ukrywać się w tłumie, kraść i zdobywać informację. Wracając od Desui zamierzał rozejrzeć się po targu.

Wszystko, o ile nie planu nie pokrzyżuje mu nagły pogrzeb. Wówczas się dopiero wkurwi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wania dnia Pią 13:17, 06 Mar 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Lamsen
(>0_o)>



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła rodem
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:43, 06 Mar 2020    Temat postu:

Kaleth

Zrezygnowany nakazał giermkom przekazać (po wytrzeźwieniu) rozkaz o zmianie w grafiku i stawienia się do dowódcy w odpowiednim stanie.
- Trzeba go ogarnąć, bo prędzej go wykończy wątroba, niż jaszczurki. skwitował.

***
Pozytywnie odebrał entuzjazm inżynierki.
- Dotychczas korzystał tylko z protezy mocującej tarczę. Ale oprócz bitewnej pewnie przyda mu się wyjściowo-łóżkowa. mrugnął do niej.
- No i może to Cię zainspiruje. podał jej mechanizm skaveńskiej linki który zabrał w międzyczasie od niebywale zajętej załogi Dumy.
- Dla tej zabawki chcę mieć plany do masowej produkcji. Możesz potem ją ulepszać, żeby była większa siła ściągania. Dowiedziałem się, że wytrzyma ok 80 kg, więc niewystarczająco na kogoś w zbroi, najwyżej dla małego marynarza albo... jako bitewny przyciągacz/rozbrajacz. Możesz się nad tym zmóżdżyć, ale nie rozwalaj pierwowzoru. Możesz ewentualnie uprościć, żeby było mniej awaryjne albo skomplikowane. Miłej zabawy.

***
Po treningu kondycyjnym rozciągał się żeby uspokoić rozedrgane mięśnie, trochę jednak przeszkadzała mu w tym założona pełna zbroja. Dobrze chociaż, że zbrojmistrz z Arki porządnie wykonał swoją robotę i zdjął z niej nieco wagi, a bruk nie wbijał się w przedramiona (z tego powodu przynajmniej nie miał ochoty mordować gołymi rękami pierdołowatych współofiar). Może z czasem przestanie zwracać uwagę na wagę zbroi i poczuje się w niej żwawiej.

Zdjął zbroję i starał się nie zatłuc partnera szermierki, wybrał więc najbardziej pojętnego ucznia, i jeśli ten odstawał pozytywnie od programu szkoleniowego, zaczął z nim/nią z dala od grupy ćwiczyć bardziej zaawansowane techniki. Może i nowe towarzyszki Ariadne się czegoś nauczą? pomyślał.

Po krótkim namyśle postanowił przed biegiem założyć zbroję, ale zdjąć z pleców tarczę. W końcu wieczorem też miał zaplanowaną aktywność i nie było co przesadzać, nikomu nie miał potrzeby imponować kondycją.

***
Po wszystkim podszedł o Sarga i poruszał kolejno tematy:
- Nie przesadzasz z oblewaniem awansu?
- Idziemy na obiad. Po treningu opierdoliłbym nawet jaja tego lewiatana. Miał nadzieję, że zasada "do trzech razy sztuka" tym razem się sprawdzi. Co do niego nie miał planów jakie aprobowałaby Morathi, więc nie spodziewał się odmowy.
- Jeśli chcesz coś zabić u siebie w środku, alkohol zwykle nie pomaga, jedynie daje chwilę zapomnienia. Rozmowa z dowódcą to podstawa komunikacji w łańcuchu dowodzenia. Więc, co Cię gryzie?
- A właśnie, staw się do Naesali na pomiary.

***
Podszedł do Kireusa i rzekł:
- Nie rozpędzaj się. Najpierw ustalimy jaki procent oddajesz z wejściówek i zakładów. A w finale nie będzie wyrzynania się nawzajem załogantów. skinął głową na Thralla i Gora.
Sprawdził osadzenie ostrza, jego ostrość, i przyczepność rękojeści. Odszedł od pozostałych i sprawdził różne rodzaje ciosów i wyważenie broni. Zweryfikował też, czy broń nadaje się do blokowania, czy jednak rozpadnie się przy kozim pierdnięciu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lamsen dnia Pią 21:47, 06 Mar 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Aenyee
Spamer.



Dołączył: 30 Mar 2016
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:02, 07 Mar 2020    Temat postu:

Ariadne

Na słowa Drummond kapłanka cofnęła rękę z diademem:
- Jeśli chcesz to robić z rana, to z rana spotkajmy się na pokładzie. Nie chce się na dłużej rozstawać z diademem, może być mi w każdej chwili potrzebny.

Po rozmowie z Felicion stwierdziła, że pogada z Dazem odnośnie urny. Według niej najlepiej było odesłać ją do Morathi lub jej powiernicy. Kaleth i tak nie miał za dużo do gadania - urna znajdowała się na statku Dekappiana, a do tego pełna była magii, na której zna się ona, a wiedziała, że przyniesie ona tylko nieszczęście.

Miała nadzieję, że Heartkeeper wkrótce się do niej odezwie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aenyee dnia Sob 23:04, 07 Mar 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Yelonek
Ranald's middle finger



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 2:27, 08 Mar 2020    Temat postu:

Daz

Wyraz twarzy Imry zmienił się z uśmiechu w grymas półgębkiem.
- Częściowo. Sam Dustoi przyznaje, że dziennik jest pisany archaicznym językiem i często po pijaku. Z racji, że czytamy od początku, bo wpisy odwołują się do siebie wzajemnie, to trochę całość zajmie. Wiemy, że lubił robić sobie pomniejsze przyczółki. Nie były to jakieś wykwintne bazy pirackie, a jaskinie, zatoki albo ruiny. Nie pisał o nich wprost, czasem odwoływał się do nich jakby do wspomnień i tylko sobie znanych nazw. Trzeba przez to szukać tych miejsc na podstawie takich urywków jak... - wyciągnęła pokreślone zwitki pergaminów z bocznej kieszeni żakietu - "nasze małe skalne gniazdko. Prędzej czy później ktoś tu zawita, bo ta biała grań tak bardzo nie pasuje do zielonych wzgórz Bordelaux." A do innych nie da się dojść inaczej, niż rysując po mapie wcześniejszą i późniejszą trasę.

Dotarcie do Thralla przed walką było niemożliwe. Znajdował się już w sekcji zawodniczej, gdzie losowano kolejność. Nikt nie miał prawa tam wejść, co by nie doszło do zakłóceń lub oszustw. Pozostawało tylko patrzeć na samo przedstawienie jako widz... albo ingerować w przebieg całej imprezy.

Kaleth

Najlepiej rokującym kadetem okazał się jeden z korsarzy Daza, któgo imienia Kaleth nie znał. Chłopak ewidentnie miał doświadczenie w boju, aczkolwiek był nadto chętny do nauki nowych trików, mimo że nie każdy podstawowy cios wychodził mu należycie. Tirak, gdy już się przedstawił czarnowłosy wilk morski, przyznał się że bardziej nawykł do używania miecza jako rozpraszacza, gdy mógł w tym czasie wyprowadzać śmiertelne dźgnięcia kordelasem z drugiej ręki.

- Mój czas wolny to chyba moja sprawa - odparł z wrogością Sarge. Wzmianka o obiedzie wywołała u skacowanego burczenie brzucha. Najwyraźniej dopiero mijał mu kac i doganiał głód. Mimo dumy i niechęci, nie odmówił posiłku.
Słysząc rozpoczynające się kazanie, zacisnął zęby, ale nie skomentował. W ciszy siorbał kolejne łyżki zupy rybnej, aż w końcu odłożył łyżkę.
- Deja vu, jak to mawiają bretończycy - przerwał ciszę. - Już to przerabiałem, jota w jotę. Wykazuję się zdolnościami i zostaję dostrzeżony przez dowódcę. Zyskuję tytuły, przywileje i prestiż. Dochodzę do szczytu swoich możliwości, z którego spierdalam się na zbity pysk - uniósł kikut. - Nagle staję się po prostu kaleką. Zbędnym, pierdolonym balastem. Z dowódcy elitarnego pułku mrocznych jeźdźców "Płomień Khaine'a" zostałem stajennym. A nawet i w tym byłem chujowy, bo żeby wyczyścić gówno z podkowy to trzeba dwóch rąk. Na każde modły do boga odpowiadało mi tylko milczenie.

Przywołał dziewkę i poprosił o butelkę czystej.
- Teraz powtarzam schemat, jak szaleniec oczekując innego rezultatu. Wiesz czym jest szaleństwo? To robienie w kółko i na okrągło jednego i tego samego, myśląc że może coś się zmieni.

Wyraźnie zdenerwowany wstał nie czekając na odpowiedź ani na przyniesienie alkoholu. Z hukiem wyszedł przez drzwi. Kaleth niespecjalnie miał czas go gonić, jeśli zamierzał uczestniczyć w walce na arenie, gdzie czekał już Kireus.

- Najpierw przeżyjcie, a potem się będziecie martwić o pieniądze. Cyrk Kireusa nie istniałby, gdyby kantował swych czempionów. O finale nic wam nie powiem, oprócz tego że jest drużynowy.

Sierp nie wydawał się złą bronią, o ile miał zwalczać agresywne łany zbóż. Fakt, że był zrobiony z kości nie wróżył długiej żywotności, wobec czego Strażnik musiał dobrze wybierać miejsca trafień.

Daz & Kaleth

Pierwszą gwiazdą popołudnia miał być Gorr. Przed wyjściem poklepał po plecach Strażnika i Thralla życząc im powodzenia ciepłym słowem "Gorr".

Wodzirej imprezy coś krzyczał niezrozumiale, jakby bez weny. Zgromadzonym udało się słyszeć tylko imię zawodnika.

Omiótł arenę wzrokiem i zakręcił młynek oszczepem. Pozdrowił publikę uniesieniem rąk.
Na środku okrągłej areny w klatce szarpał się młody zimnokrwisty, skrzeczący wściekle na niewonika, który przecinał pojedyncze liny mocować. Gdy zostały wystarczająco osłabione, pospiesznie oddalił się za opadającą kratę jednego z wyjść.

Stworzenie na początku nie chciało wyjść, a przynajmniej nie podejmowało prób demontażu klatki. Dopiero gdy Gorr wydarł z siebie krzyk, gad uderzył głową w drewniane żerdzie roztrzaskując je.

Wolny drapieżnik nie zastanawiał się już co miał robić. Ruszył zdecydowaną szarżą na norskanina, który był na to gotów. Nie zszedł stworowi z drogi, a jedynie uprzedził go uderzając pysk trzonkiem. A potem ponowił, gdy tylko gad odważył się na niego spojrzeć. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Stwór był zauważalnie oszołomiony od tępych uderzeń po czaszce, ale nie przestawał napierać. Każde kłapnięcie paszczą kończyło się karą do tego stopnia, że to norskanin zmusił zimnokrwistego do cofania się. Całość wyglądała jak lekcja wychowawcza z niepokornym uczniem.

Publika wiwatowała widząc, że walka z dinozaurem zamienia się w widowisko rodem z komedii.

Niestety, pewność siebie zgubiła wojownika. Popadający we wściekłość stwór zdzielił berserkera ogonem zwalając go z nóg. Wydając z siebie przeciągły ryk, bestia natychmiast skoczyła na leżącego i...
Nie zamknęła paszczy. Gorr złapał obiema dłońmi górną i dolną szczękę, nie zważając na wbijające się zęby. Krew zaczynała mu ściekać wzdłuż przedramion, gdy stwór próbował zewrzeć pysk na twarzy wojownika. By przerwać impas, zimnokrwisty wbił pazury w klatkę piersiową norskanina.

Arenę przeszył mrożący krew, nieludzki wrzask z wnętrza trzewi. Jego autorem nie był potwór z dżungli, a maszyna do zabijania z północy. Ból nie osłabił Gorra, a jedynie dodał mu sił. Szczęka stwora została wyłamana. Szybkim szarpnięciem norskanin obrócił bestie do góry brzuchem jednocześnie podcinając ją nogami. Natychmiast docisnął kolanem szyję rannego, ale wciąż walczącego przeciwnika, a ręką podniósł upiaszczony oszczep.

Pozbawione dolnej szczęki podniebienie nie stawiało żadnego oporu, gdy Gorr przybił głowę potwora oszczepem do ziemi. Ciężko dysząc, wojownik zdawał się nie zwracać uwagi na cieknącą krew. Uniósł w górę obie ręce i krzyknął:
- GOOOOOOOOOOOOR!
Krwawiącym wnętrzem dłoni przetarł środek swojej twarzy, zostawiając na niej pociągłe ślady palcy.

Wbiegająca obsługa pospiesznie uprzątnęła truchło i zajęła się wciąganiem kolejnej klatki. Udało się dostrzec przybiegające niewolnice z bandażami dla Gorra, który starał się robić minę jakby nic mu nie dolegało. Kaleth widział, że rany norskanina nie były śmiertelne, ale na pewno bolesne. Stwór przeciął skórę na żebrach po obu stronach ciała jego kompana, co pewnie musiało drażnić przy branym oddechu.

Przychodziła kolej na Strażnika. Gdy zamknęła się za nim krata, na arenie został tylko on i uwalniający stwora z klatki niewolnik. W przeciwieństwie do poprzedniej walki, bestia nie czekała ani trochę. Wypadła z trzaskiem drewna i najpierw obejrzała się za niewolnikiem. Widząc, że jedzenie zbiegło za kratę, zmierzyło wzrokiem pozostałego przeciwnika. Gdyby można było posądzać to stworzenie o inteligencję, można było sądzić syknęło drwiąco na widok Kaletha, do którego ruszyło truchtem.

W tym czasie Strażnik ocenił, że jest to młody i jeszcze niedoświadczony polowaniami stwór. Dostrzegł też, że powinien być z grubsza bezpieczny od ogona na dystansie powyżej półtora metra.
Będąc w odległości 15 metrów, stwór wydał z siebie skrzekliwy pisk i zaszarżował na ofiarę. Kaleth połowicznie uniknął bezpośredniego uderzenia i uderzenia cielska lekko nim zakołysała. Mijając go bestia nie traciła czasu i nawet obracając się wykorzystała okazję do ataku ogonem. Zdziwił się, gdy smagnięcie przecięło jedynie powietrze. Tym bardziej zdziwił się, gdy stojąc twarzą w pysk z Kalethem zobaczył pędzący od dołu sierp. Stworzenie zdążyło cofnąć głowę, ale nie zdążyło uskoczyć przed idącą w ślad za ciosem szarżą całym ciałem półelfa.

Zimnokrwisty upadając na plecy wzniósł w powietrze chmury z piasku. Wściekłe wierzganie nie uchroniło go przed orającym brzuch sierpem. Piasek zabarwił się czerwienią. Stwór przeturlał się i wściekle spojrzał na elfa, tylko po to by otrzymać kolejne pionowe cięcie z wyskoku w szyję. Krew zaczynała tryskać nieregularnie z rozerwanej tętnicy, jednak monstrum nie zamierzało się poddać.

Potwór wziął głęboki wdech i wydał z siebie przerażający ryk obryzgując Kaletha śliną. Zdziwił się, nie tylko że Strażnik nie tylko nie uciekał w przerażeniu, ale też sam wciągnął głęboko powietrze. Wrzask jaki wydał z siebie wojownik sprawił, że gad podkulił głowę, a niektórzy widzowie podskoczyli na trybunach. Zimnokrwisty uznał wyższość innego drapieżnika i po kilku krokach tyłem, zarządził pełną ucieczkę zostawiając za sobą krwiste ślady.
- Druchii! Usłyszcie mnie! - wykorzystał moment gladiator. - Kochacie walkę?
Odpowiedział mu wrzask radości.
- Chcecie więcej przemocy?
- Taaaaaak! - odkrzyknęli mu. Słabnący w tle z upływu krwi potwór bezsilnie szukał drogi ucieczki.
- UTOPIĘ ARENĘ WE KRWI! KU CHWALE KHAINA!!!
- Urraaaaaa!

Słaniający się na nogach zimnokrwisty przystanął i omiótł błędnym wzrokiem zaszczutego zwierzęcia swoją pułapkę. Celny rzut sierpem w środek głowy przerwał jego ostatnie myśli.

Gdy Kaleth zszedł z areny, ponownie rozpoczęto sprzątanie pobojowiska i wyciąganie kolejnej klatki. Szykujący się do walki Thrall ważył swoje szanse obracając w rękach wylosowany czekan. Nie był zadowolony.

Wychodząc na piasek pozdrowił swojego kapitana, a następnie skupił się na zimnokrwistym. Przyznał przed samym sobą, że być może porwał się na zbyt wiele.

Klatka z potworem pękła. Przedwcześnie. Niewolnik nie zdążył dobiec do wyjścia, a potykając się o własne nogi - zmusił innych do podjęcia decyzji, że ich życie jest cenniejsze. Ostatnie co widział, to opadająca kilka metrów przed nim krata. Stwór wskoczył mu na plecy przygniatając do ziemi i wgryzając się w potylicę.
Thrall stał przez chwilę jak wryty obserwując co się stało.
- NO NAPIERDALAJ! CO SIE KURWA PATRZYSZ?!?! - wydarł się obecny na widowni Bosch.
Krzyk pomógł otrzeźwić pokładowego opiekuna kharibdyssa, który zrozumiał, że uśmiechnęło się do niego szczęście. Ruszył w stronę gada szaleńczą szarżą i... runął na ziemię smagnięty ogonem. Stworzenie spojrzało na niego znad świeżej ofiary i oblizało zakrwawiony pysk. Ciężko było powiedzieć o czym myślało, bo jedynie obróciło się przodem do Thralla i odciągnęło odrobinę zwłoki oddając się dalej konsumpcji.

Treser wstał i się otrzepał. Zakręcił młynka czekanem dla dodania sobie odwagi. Gdy zaczął się zbliżać, gad warknął na niego i zaczął odciągać swój posiłek. Po kilku takich ostrzeżeniach stwór zauważalnie się wkurzył i zrobił kilka kroków w stronę Thralla by wydać większy ryk. Treser zauważalnie struchlał, ale wiedział że nie może się poddać. Odczekał chwilę, gdy bestia obróci się ponownie w stronę jedzenia i wykorzystał moment do biegu.

Stwór spóźnił się z reakcją i otrzymał bolesne cięcie czekanem w bark. W odpowiedzi spróbował chwycić upierdliwego elfa szczękami, ale spudłował. W odpowiedzi ten machnął mu bronią przed pyskiem. W ramach riposty, gad machnął mu jedną, a potem drugą łapą. Przez dobrych kilka sekund wyglądało to bardziej jak zaloty, aniżeli walka.
- Co tu się odpierdala? - usłyszał Daz jednego z widzów.
Szczytem tej parodii była próba nerwowego kopnięcia w wykonania Thralla, która zaowocowała jego przewróceniem się. Stwór chwycił go wówczas szczękami na wysokości łydki i szarpnął wlokąc dookoła. Gdy chciał ponowić atak poprzez skok na elfa, ten w panice, bądź przytomności umysłu, sypnął gadzinie garścią arenowego piasku w twarz. O dziwo, przyniosło to zbawienny rezultat.
Treser zbawiennie przeturlał się w bok i, bardziej szczęśliwie niż technicznie, uderzył potwora w tylną nogę przewracając go. Okazało się być to przełomowym momentem dla Thralla, który wpadł w szok bojowy. Zaczął uderzać czekanem cielsko zimnokrwistego na oślep, oburącz, jak gdyby dzierżył młot. Po pięciu lub sześciu uderzeniach, które przerywały próby podniesienia się stwora, otrzymał uderzenie tylną łapą w twarz. Treser upadł na plecy prawie znokautowany upuszczając broń.

Potwór zwolna podniósł się, wyraźnie osłabiony i krwawiący, ale przepełniony wściekłością.
Obserwował również z trudem podnoszącego się Thralla. Stworzenie cofnęło się o kilka kroków, a następnie zaczęło przyspieszać w kierunku przeciwnika wydając się przeraźliwy ryk. Załogantowi Dumy przeleciało życie przed oczami gdy stwór staranował go swoim czerepem rzucając ponownie o glebę. Każdy kolejny zamach pazurami praktycznie tylko o włos chybiał turlającą się ofiarę. Podczas jednego z takich uników, Thrall dopadł ponownie swoją broń. Gdy wstał zauważalnie podjął decyzję "teraz, albo nigdy".

Gdy udało mu się uniknąć kolejnego ugryzienia wprawnym unikiem, postanowił wskoczyć na grzbiet bestii. Daremnie. Gdy tylko wskoczył na jej plecy, zrozumiał że bez siodła się nie utrzyma i zaczął ześlizgiwać się po drugiej stronie. W desperackim akcie utrzymania się na górze, niczym alpinista, wbił potworowi czekan w plecy. Coś chrupnęło w plecach niedoszłego wierzchowca, który zwalił się całym cielskiem na ziemię. Stwór wściekle machał paszczą i przednimi łapami... ale tylne nogi i ogon leżały bezwładnie.
- Co za farciarski skurwiel... Złamał mu kręgosłup!

Thrall niestety nie do końca wiedział co się stało i przedłużał walkę w strachu przed zbliżeniem się do gada. Dopiero gdy dotarło do niego co się stało, okrążał wierzgające za nim zwierzę byle tylko podejść od tyłu. Po kilkunastu sekundach płochliwych uderzeń udało mu się zakończyć cierpienie zimnokrwistego.

Publika dawała wyraz ambiwalentnych emocji.

Rozegrano jeszcze 15 podobnych walk, z których przeżyło 12 zawodników.

Kolejna runda miała wymagać starcia z dwoma ogarami chaosu. Nie było już ryzyka, że zginie ktoś z obsługi, ponieważ psy znajdowały się na łańcuchach przewleczonych przez kraty. Spuszczano je dopiero na polecenie Kireusa.

Tym razem to Kaleth rozpoczynał walkę. Wychodząc bezbronny na przestwór piaskowego oceanu zobaczył porozrzucane oręże. W zasięgu ręki po swojej lewej dostrzegł krótkie pilum, po prawej zaś miał jednoręczny toporek. Na środku areny wbita w piach była korseka, zaś pod przeciwległą ścianą leżało... wiosło.
Kaleth zdecydował się zaryzykować i spróbował dobiec do korseki nim psy zostaną spuszczone. W pół drogi zwolniono łańcuchy. Zaczął się wyścig, gdzie dla elfa metą była broń, zaś dla bestii - elf.

Kaleth tygrysim skokiem złapał w locie korsekę i przeturlał się po piasku. Rozpędzone psy go wyprzedziły i zostały zmuszone wykonać zawrotkę. Oba wyskoczyły wściekle prezentując swoje łuskowate grzebienie, jednak Strażnik skutecznie trzymał dystans. Podjął próbę strącenia ich w locie, jednak było to zbyt wiele. Dopiero znajdując stabilne podparcie pod nogami udało mu się trącić ostrzem zaślinione pyski obu ogarów i jednocześnie zwiększyć dystans.

Psy, nauczone polowaniami rozdzieliły się. Jeden skupił na sobie uwagę Kaletha, podczas gdy drugi chybotliwym krokiem rannego obiegł jego plecy. Wilczur chaosu atakujący od frontu przeliczył się i kłapnął paszczą tuż przed udami półelfa, za co natychmiast został ukarany. Wojownik obrócił broń w dłoniach i dźgnął kundla pionowo w dół. Nie dane było mu jednak dokończyć mordu, gdyż drugi pies przejął inicjatywę. Rzucił się Kalethowi na plecy wgryzając w przestrzeń pomiędzy karkiem a ramieniem, a lecące 35 kilogramów wścieklizny z napędem na cztery łapy powlokło ofiarę aż uderzyła twarzą o piach. Pies szarpał mięśnie Kaletha co raz bardziej zatapiając kły. Dźgnięty uprzednio ogar spróbował dołączyć do dobijania ofiary, jednak nie zauważył wierzgających nóg półelfa, dostając w pysk obcasem.

Pies jeszcze dwukrotnie szarpnął mięsem elfa, nim ten zacisnął zęby i powiedział dość. Turlając się zrobił dźwignię za pomocą korseki, która oderwała mu od plecy wściekłego kundla. Zawisając na chwilę w powietrzu pies zrobił zdziwione oczy, nim otrzymał uderzenie trzonkiem na odlew. Nie żył, gdy upadał już na ziemię.

Pozostały przy życiu ogar nie zdążył zareagować, gdy Strażnik obrócił się w jego kierunku. Norskańska furia dawała o sobie znać, gdy Kaleth okładał zaczął go okładać pięściami. Nie zauważył nawet, że po którymś ciosie bestia już nie żyje i tłukł ją dalej, by finalnie oderwać jej głowę przy samym karku.

Dumnie zaprezentował widowni urwany łeb ogara chaosu z rozpostartym grzebieniem.

Gdy zszedł z areny, dowiedział się że Thrall zrezygnował z drugiej rundy. Był zbyt odrapany, a skoro poziom trudności miał rosnąć - nie chciał bezsensownie ryzykować życia.

Na arenę wkroczył Gorr, z połową ciała w bandażach.
Ocenił odległości od broni oraz ich jakość i bez zbędnej zwłoki podszedł po topór. Gdy unosił broń, Kireus nakazał zwolnienie ogarów.

Pieniące się śliną bestie pędziły na norskanina jakby to miał być ich pierwszy posiłek od tygodnia. Gorr jedynie się uśmiechnął z politowaniem.

Zdawało się, że wojownik kiwa głową w rytm jakiejś melodii, którą nucił w myślach. Przed pierwszym skokiem psa uchylił się jakby od niechcenia. Drugiego opluł uskakując. Wydawało się, że zaczyna tańczyć i podjudzać publikę. Kolejne dwa uniki spędził na podżeganiu widowni by podchwyciła rytm. Tup-tup. Klask. Tup-tup. Klask. Tup-tup. Klask.

Bawiąc się, przechodził po arenie w stronę krótkiego pilum, którym po podniesieniu zaczął wybijać rytm uderzając o topór.
Przedobrzył. Ponownie. Podczas którejś z kolei nagonki psy obskoczyły go z obu stron chwytając po jednej ręce. Wyglądało to tak, jakby chciały go rozerwać każdy w swoją stronę. Gorr przygarbił się w bólu, ale po chwili wydał z siebie znajomy już ryk. Ściągnął do siebie obie ręce zderzając kundle ze sobą i kopnął jednego z nich.

Uwolniony ogar spróbował ponownie skoku, ale przeszkodził mu jego własny kompan, powalając norsmena na glebę i pomagając uniknąć ugryzienia. Wolną ręką berserker zdzielił trzymającego go wilka przy pomocy trzonka, uwalniając się z chwytu. Nie zakończył na tym jednak wyjaśniania sytuacji i postanowił przybić łańcuch psa do ziemi przy pomoc pilum.

Ponownie dopadł go kopnięty wcześniej pies wgryzając się w ... pośladki. Było to nie tylko ośmieszające dla wojownika, ale i niewygodne, bo nie był w stanie sięgnąć bestii bronią. Po dwukrotnej porażce w trafieniu toporkiem, cofnął się o krok i złapał za łańcuch gryzącego go wilczura, odrywając go zarazem od swojego zadka. Podwieszając psa na smyczy, zakończył jego żywot toporem między oczy.

Niestety, w tym samym momencie pilum przestało trzymać. Ogar chaosu rzucił się na Gorra w pieniącej się wściekliźnie, ale otrzymane wcześniej ciosy go wyraźnie otumaniały. Pies niezdecydowanie próbował kąsać norsmena po nogach, aż ten w końcu stracił cierpliwość i wyczuwając moment - kopnął go w pysk. Najwyraźniej uznał, że wystarczy już gwiazdorzenia i zakończył walkę dwoma uderzeniami topora.

Tup-tup. Klask - podsumowała publika.

Kaleth

- Jak mówiłem, finał pojutrze. Doprowadźcie się do stanu używalności, bo lekko nie będzie.

Wręczył Strażnikowi i Gorrowi po sakiewce zawierającej 300 sztuk złota. Thrall zarobił 150 złotych monet.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Lamsen
(>0_o)>



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła rodem
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 3:22, 08 Mar 2020    Temat postu:

Kaleth

Sprowadził młodzika do parteru używajac znanych technik fechtunku.
- Najpierw zacznij chodzić, zanim będziesz biegał.
Przyłożył do gardła rozbrojonego drewniany miecz. - A co, jeśli ci kozik ukradną, albo drugą ręką będziesz nieść łupy?
Wziął ze stelaża imitację krótkiej broni i rzucił młodemu. Sam wziął małą tarczę.
- No dobra, pokaż, co potrafisz.
Jedyne ciosy jakie planował zadawać, to tarczą - o ile młodzik jest na tyle zielony. Po kilku akcjjach powinien mieć rozeznanie.

***

Pokiwał głową.
- No to wiesz, czego tym razem nie robić. To jest Twoje życie, kończy się minutę w każdym momencie. Modlenie się do Khaina o cokolwiek jest bez sensu. Bo modlitwa do niego zawiera ofiarę, wolę działania, zaplanowany skutek. Nie wysłucha pustych błagań, i nie da błogosłąwieństwa temu, kto jest słąby. Bogowie mają wyjebane na smutaśne sieroty. I słusznie. Ty jesteś silny, więc okaż to też wobec siebie, nie tylko naokoło.

- Zajdź do inżynierki. Mam przeczucie, że odstawi Ci coś takiego, że korsarze będą się ustawiać w kolejce do ujebania dłoni.

- A jak musisz pić, to pij chociaż tak, żeby nie robić wstydu i nie spaść najebanym do wody w porcie.


Dokończył posiłek i udał się na arenę, zgarniając przyniesioną butlę gorzałki.

***

Gdy wzrok Kaletha nie był już czerwony, cisnął w stronę trybun VIP urwaną głowę. Zszedł z areny i pozwolił się opatrywać, dezynfekując sie wewnętrzne przyniesionym alkoholem.
Wysłał giermka z zadaniem odszukania Ariadne albo innego medyka celem przyspieszenia leczenia. O ile pojęcie "goi się jak na psie" po ostatniej walce byłoby niefortunne, o tyle do pojutrza może nie zdążyć żeby być znowu w formie. Obserwował pozostałe walki, gratulując techniki tym co przeżyli, o ile się nią faktycznie wykazali. Kuśtykającemu po schowaniu się w cień wnętrza pomieszczeń Gorowi, podał ze współczuciem resztę alkoholu. Może zgrywa twardziela, ale nawet wysranie się po okrętowej kuchni będzie nieprzyjemniejsze niż zwykle.

***

Na kolejny dzień nie planował uczestnictwa w treningach, musiał dać się ranom zabliźnić. Poobserwował stan/zachowanie Sarga, i zlecił giermkowi przypominanie mu o właściwym zachowaniu.

Priorytetem było uleczenie się u Ariadne, albo innego maga z terminami.

Korzystając z wolnego czasu, przeszedł się ze swoim giermkiem z kufrem urnowym do zaklinaczki. Sprawdził przy okajzi, czy ktoś nie kręcił się po jego kajucie albo nie majstrował przy zamkach lub samej skrzyni. Chciał założyć magiczny zamek z alarmem, albo inną lepszą ochronę przed zniszczeniem lub otwarciem.

W planach na później miał obserwację szkolenia prowadzonego przez Huriofa, lub udział, jeśli zdrówko pozwalało.
Jeśli się wybitnie już nudził, spojrzał na ciekawsze towary przywiezione przez nowe okręty albo szedł sprawdzić postępy w warsztacie inżynierki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lamsen dnia Nie 21:15, 08 Mar 2020, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 6:39, 08 Mar 2020    Temat postu:

Daz

Przez całą walkę siedział jak na szpilkach, czekając na popis Thralla, powoli układając mowę jaką wygłosi na jego pogrzebie. Obserwując zmagania Gorra rozważał posłanie swojemu załogantowi kilku granatów lub kul armatnich na wsparcie, ale przypomniał sobie ostatnio, co się zadziało, gdy skradł show. Walki Kaletha w ogóle nie pamiętał.

Gdy Thrall wszedł na arenę uzbrojony w czekan nie mógł powstrzymać się od skrycia twarzy w dłoniach. Zmusił się jednak do obserwowania rozwoju sytuacji. Nie dowierzał widząc zdarzenia na piasku. - Więcej szczęścia jak rozumu - krzyknął,do Thralla, gdy zakończył walkę, ale i tak nagrodził go brawami.

Wysłał przodem Boscha, by przygotował powitanie "bohatera" dla Thralla na okręcie. Taka mała imprezka, której zamierzał pilnować, by nie przerodziła się w libację i nie pokrzyżowała planów na jutrzejsze szkolenie.

Wracając na okręt zapytał tresera, co go podkusiło, by wyjść ze swojej roli i porwać się z motyką na słońce.

Na następny dzień planów nie zmieniał. Ćwiczenia morskie, rozmowa z Desuą, przegląd dostępnych ciuchów na przebranie oraz udział w nabożeństwie do Mathlaana - co doradzał każdemu załogantowi, przypominając o drodze jaka ich czeka niebawem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Aenyee
Spamer.



Dołączył: 30 Mar 2016
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:51, 08 Mar 2020    Temat postu:

Ariadne

Widząc Kaletha i słysząc jego prośbę o uleczenie odparła:
- Ja niestety jutro jestem zajęta - cały dzień kalibracji pierścionka. Możesz zgłosić się do kogoś z moich podwładnych, może Hagiew Ci pomoże. Ja najwcześniej pojutrze, o ile zdobędziesz niewolnika. Ja swoich nie tykam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Yelonek
Ranald's middle finger



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 0:08, 09 Mar 2020    Temat postu:

Kaleth

Ku zdziwieniu Strażnika, młody korsarz zadał trzykrotnie celne trafienia robiąc zawczasu perfekcyjne finty i zwody. Problem pojawił się przy kolejnych powtórzeniach, gdy zaczęło wychodzić, że miał wyuczony na pamięć schemat i nie potrafił improwizować. Z jednej strony stanowiło to wadę, z drugiej zaś, mało kto by i tak dożył do etapu w którym by miał okazję kontrować.

W usługach areny znajdowała się podstawowa opieka medyczna, polegająca na zszywaniu i dezynfekcji ran oraz zrobieniu opatrunków. Gwarantowało to, że nie wystąpi żadna infekcja i prędzej czy później wojownicy wrócą (z grubsza) do pełni sprawności. Niestety, biorąc pod uwagę obrażenia zarówno Gorra jak i Kaletha, bez magii nie zdążą się wylizać do finałowej walki.

Daz & Kaleth

Oglądając walki do końca, zorientowali się, że z 12 zawodników, którzy ukończyli pierwszą walkę, do kolejnej wystartowało tylko 8. Można było założyć, że poszli w ślady Thralla i nie chcieli ryzykować bardziej, niż było to warte.

Walki z psami przetrwało jedynie 5 gladiatorów. Porażki były bardzo nieprzyjemne w oglądaniu, zwłaszcza że dwie wynikały po prostu z braku szczęścia. Trudno było powiedzieć, kto ze zwycięzców przystąpi do finału, ponieważ absolutnie nikt nie wyszedł bez szwanku z walk z ogarami.

Daz

Gdy Thrall wyszedł z areny, twarz zdążyła mu napuchnąć od trafienia nogą zimnokrwistego i co chwilę pytał czy aby na pewno nie ma złamanego nosa. Patrząc po jego ogólnym stanie, nos i gęba powinny być najmniejszym z jego zmartwień, ale prawdopodobnie zrozumie to dopiero gdy puści go adrenalina.

Wieczór przebiegł w klimacie pochwalno-prześmiewczym wobec "gladiatora", któremu upływ krwi i brak miłosierdzia ze strony polewających błyskawicznie zgasiły światło.
- Przynajmniej jutro nie będzie miał durnych pomysłów - podsumował Bosch.
Sania popatrzyła z politowaniem na tresera.
- Zrobię mu na rano mleko makowe. Powinien przynajmniej się trochę lepiej poczuć i przy okazji nie zejdzie od kaca.
- Oj tam, pierdolicie - wtrącił Portos. - Chciał po prostu się pokazać. Bez ryzyka niczego by się nie nauczył. A tak, ma więcej doświadczenia w walce z jaszczurkami niż wy wszyscy razem wzięci.
- Niewolnik ma rację - odezwała się obecna ponownie Drummond. - Chociaż nie pamiętam kto mu dał prawo głosu.

===========

Ariadne, sen

CUTSCENE

===========

Wszyscy

O brzasku na nabrzeżu czekała na wszystkich Yrie. Jej przybycie oznajmiła krzykiem załoga, wiedząc już, że to posłanka "zwierzchnika". Polin w pośpiechu dobudziła Ariadne, twierdząc że to pewnie wiadomość od samej Felicion. Grizzele dała wyraz swojego niezadowolenia w kilku cierpkich słowach.

Gdy tylko Ariadne pojawiła się w polu widzenia agentki, natychmiast ruszyła w jej kierunku pozdrawiając skinieniem głowy.
- Lady Felicion przesyła podziękowania - ukłoniła się z salonowym wdziękiem. - I zarazem informuje, że to dopiero początek naszej owocnej współpracy. Czas mnie nagli, więc będę się streszczać. Na podstawie dostarczonych jej informacji była w stanie rozszyfrować inny zwój Hekarti, który doręczył jej agent ze świty Lokhira. Potrzebujemy krwi Fenixa. To znaczy... nie ptaka. Potrzebny nam żywy członek królewskiego rodu asurów.
Przewróciła oczami, wiedząc że wymaganie spadło jak z nieba.
- Dobra wiadomość polega na tym, że nie interesuje nas jak bardzo będzie to rozwodniona krew i które pokolenie. Co więcej, nie jesteście w tym zadaniu osamotnieni. Każdy sojusznik znajdujący się w pobliżu Ulthuanu został poinformowany o naszym celu i być może was w tym uprzedzi. W związku z tym, możecie bardziej się skupić na poszukiwaniu kolejnego zwoju Hekarti, a łapanie tych pokrak mieć jedynie na uwadze. Tak czy inaczej, starajcie się nie zabijać każdego asura jakiego zobaczycie, a raczej brać ich żywcem. A nuż nawet zwykły dowódca oddziału będzie siódmą wodą po kisielu, albo chociaż skieruje we właściwą stronę.

Ariadne

Zgodnie z umową, Drummond zjawiła się zaraz o poranku. Grzecznie poczekała z boku, gdy Kapłanka prowadziła rozmowę z inną wiedźmą. Następnie przyjęła diadem i obiecała go oddać, jak tylko zaleczy rany kharibdyssa.

Na widok zbliżającej się Ariadne, zaklinaczka wezwała innego pomagiera.
- Mam nadzieję, że najedzona pani do mnie przychodzi. Długo nam się zejdzie a pusty żołądek może psuć humor.

Zaklinaczka zamknęła stoisko i zaprowadziła Kapłankę do innego budynku pod murem podgrodzia, który najwyraźniej służył za pracownię. Wewnątrz czekał zastawiony dziwnymi kryształami stół, retorty i alembiki oraz dziwne urządzenie przypominające chwytak na małe przedmioty z wymierzoną weń lufą składającą się z kilkunastu regulowanych soczewek.

- To będzie mozolny proces - uprzedziła. - W dużym skrócie, będzie pani musiała na początku oddawać małe ilości swojej magii w kryształy. Gdy to opanujemy, zaczniemy w tej energii umieszczać cząstki własnej charakterystycznej esencji. Coś jak, pozostawianie swojego zapachu albo... fragmentu mózgu. Bez obaw. Jak mówiłam, nie jest to ryzykowne, a męczące. Ostatnim etapem będzie umiejętność wyczuwania własnej esencji... Najprościej jak mogę to ująć, ma to przypominać czucie jej jak własnej ręki. Nie patrzymy na nią i nie myślimy o niej, a wiemy gdzie jest. Tyle tylko, że ręka będzie żyć własnym życiem i biegać na czyimś palcu jako pierścionek.

Zaklinaczka zalała wrzątkiem dzban ziołowej herbaty i przygotowała dwa kubki.
- Zaczynamy?

Kaleth

Gdy dotarł do zaklinaczki, ta okazała się mieć zamknięty stragan. Ariadne wspominała coś o zabraniu jej całego dnia w związku z tworzeniem jakiejś biżuterii, ale nie mówiła że wyłączy to z użytku cały punkt usługowy.

Przegląd targu okazał się z jego perspektywy zbędny. Od czasu ich przybycia nie pojawiły się żadne nowe towary, ponieważ przybyłe statki dostarczyły jedynie surowce. Z uwagi na ciągnące go w bólu ramię, zwracał uwagę bardziej na eliksiry i tym podobne wyroby. "Emporium Cefeusa" oferowało różne wywary, ale żaden nie posiadał mitycznego efektu natychmiastowego uleczenia, jak to miało miało miejsce w baśniach. Kupiec w najlepszym wypadku mógł zaoferować maść "psiego gojenia". Tempo bliźnienia się ran miało być cechą osobniczą, ale gwarantowało na pewno nad wyraz męski zarost w miejscu użycia. Albo wręcz gęstego futra.

Naesala potwierdziła, że Sarge zjawił się u niej, ale z takim nastawieniem, że miała ochotę odesłać go do diabła. Na wczorajszy wieczór zdążyła jedynie pobrać wymiary i zaprojektować wstępny szkic podstawowego kikuta, zdolnego trzymać tarczę. Przyznała, że nie była z niego zadowolona i podjęła pracę nad bazowym przedramieniem z metalu o ażurowej budowie dla zachowania lekkości i wymiennych nakładkach zamiast dłoni.
- Nie ukrywam, że wkurwił mnie, ale rozważam projekt funkcjonalnej dłoni. Niestety, nie mam pomysłu jak rozwiązać możliwość poruszania palcami bez użycia magii. No i najlepiej tak, żeby nie wybuchło.

Huriof, pomijając morderczą rozgrzewkę, przeznaczył połowę szkolenia na powtórzenie materiału, a następnie zarządził sprawdzian. Z uwagi na nieobecność Ariadne, pozwolili sobie z Missisi wprowadzić system kar za nieuctwo, a podobnie miała postąpić również poranna grupa. Próba udziału w szkoleniu przez Kaletha, mimo najszczerszych chęci, wiązałaby się z otwarciem ran.

Missisi najwyraźniej pożyczyła bicz od Melvy i "wytykała" każdemu co robi źle. Termin poprawkowy wyznaczono na kolejny wieczór. Na szczęście, tylko pojedyncze przypadki oblały. Albo te które były pierwsze, zmotywowały kolejnych by starali się bardziej. Egzamin miał być wspólny również dla osób również z grupy porannej.

Daz

- Na pokład szczury lądowe! - darł się uśmiechnięty Vaas na myśl o treningu. - Dziś płyniemy uczyć was najważniejszej zdolności jaką możecie posiąść: SIAĆ ROZPIERDOL!
- O ile nam nie wypierdoli w ryj... - mruknął jeden ze skacowanych marynarzy z Dumy.
- Zaraz ja wam.... Macie tak obsługiwać moje działa, żeby nic nie wypierdoliło. Zaczniemy od podstaw.
- Też mamy armaty...
- Na Dumie - wtrąciła Syndra - Możecie mieć nawet i smoka. Jak tutaj coś jebnie, to tylko i wyłącznie z waszej winy.
- CZY TO JEST KURWA JASNE? - poparł ją Bosch.

Nikomu nie przeszło przez myśl komentować, skoro wydarł się na nich oficer kapitana, i to jeszcze w jego towarzystwie.

Lipali wypłynęła z portu na ćwiczenia oddalając się z portu na około kilometr. Całość przebiegała spokojnie, głównie z powodu pełnego nadzoru Syndry i Vaasa, których przepełniał paniczny strach stracenia któregoś z dział w głupi sposób. Po pierwszych salwach na pokładzie pojawiła się wybitnie wkurwiona Serena. Do tej pory praktycznie nikt nie miał kontaktu z tą podstarzałą czarodziejką, ale pierwszego wrażenia nie sprawiła dobrego przerywając szkolenie awanturą na bite pół godziny. Najwyraźniej nikt nie raczył jej poinformować, że utkwi wśród huku armat na połowę dnia.

Po powrocie na ląd Daz zastal Drummond oraz Thralla (któremu wiedźma najwyraźniej na siłę znalazła zajęcie) wybitnie radosnych. Kapitańska luba kołysała się w dziwnych pozach prezentując diadem Ariadne.
- Pasuje mi? Prawie jak korona księżniczki - puściła oko. - Nie pogardziłabym podobną.
Wynurzające się kharibdyssy wydały z siebie dziwny dźwięk, jakby... zadowolenia?
- Jak kapłanka pozwoli jeszcze jeden dzień skorzystać z tego cuda, nasze pupile powinny wrócić całkowicie do normy. Powiem więcej... Pierwszy raz stwierdzam, że rozumieją nasze działania. Tak jakby to co dzisiaj tam wyczyniałam, zanim zrozumiałam jak używać tego cuda, było dla nich oczywiste że im pomaga. Mam nadzieję, że dzięki temu nie zeżrą mnie przy pierwszej lepszej chwili nieuwagi.

Spotkanie z Desuą okazało się owocne.
- Lady Meranica wspomniała, że już wcześniej wam obiecała okręt. Co prawda, miał być dopiero wybudowany, ale chyba nie będziecie zaglądać darowanemu koniowi w zęby. Nasza Pani nie ma nic przeciwko, by przekazać wam statek towarowy wraz z załogą. Tym bardziej, że poprzedni kapitan nie był zbyt lubiany. Kazała tylko przypomnieć, że warunkiem umowy były dwie pełne dostawy drewna i lian oraz bycie później pośrednikiem w zamian za podział zysków.

Po zjedzeniu obiadu Daz był zaskoczony. Polecenie przybycia na mszę ku czci Mathlanna zaowocowało pełną frekwencją z załóg obu okrętów. Odliczając jedynie Seranę.

Ponownie nabożeństwo toczyło się w formie przypowieści żeglarskich i chwalenia Mathlanna za jego łaski. Całość przebiegała wręcz jak spotkanie towarzyskie gdyby nie...
- BURZA!
Daz wzdrygnął się. Nie wiedział czy to ktoś krzyknął w sali, czy po prostu mu się przysnęło. To jedno słowo rozbrzmiało w jego czaszce nieomal jak huk pękającego kadłuba przeszywając plecy dreszczem do tego stopnia, że poczuł się malutki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Pon 19:24, 09 Mar 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Lamsen
(>0_o)>



Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła rodem
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:59, 09 Mar 2020    Temat postu:

Kaleth

Zaczekał grzecznie na swoją kolej rozmowy z Yrie.
- Szkoda, że nie wyczuwasz źródła magii w mojej kajucie jako awatar. Pofatyguj się osobiście sprawdzić, co tam trzymam... Bo jeszcze wybuchnie i pobrudzi wszystko naokoło. rozpoczął tandetnie, parodiując durnoznaczny styl wypowiedzi niektórych elfek.

***

Widząc zamknięte stoisko, zaklął w sposób obrażający połowę okolicznego panteonu. Skóra na karku zaczęła go ciągnąć.
Spytał sąsiednich handlarzy, gdzie właścicielka ma siedzibę, albo gdzie znajdzie samego mistrza zaklinaczy.

Rozpytał też o magów/kapłanów/uzdrowicieli. Może w świątyni jest ktoś znający się na rzeczy? Desua miała podobno zobowiązania wobec niego.
Na wszelki wypadek zakupił dwie dawki maści i nową brzytwę.
Jeśli nie znalazł żadnego lepszego leczenia, zastosował jedną dawkę maści.

***

Oglądając egzamin i jego efekty, zanotował w pamięci, żeby poćwiczyć fechtunek z Huriofem i wyzwoleńcem.
Młodzikowi poradził, że mimo skuteczności techniki wobec słabych wojowników, każdy wytrzymalszy lub opancerzony po prostu wytrze nim glebę. Opowiedział mu, jak w barakach Czarnej Straży tzw. "jednosztuczkowcy" byli najłatwiejszymi przeciwnikami na arenie, i kończyli jako nawóz. Jeśli coś mu do łba wejdzie, to dłużej pożyje.

***

Spędził chwilę rozmawiając z Naesalą oglądając projekty i plotkując o Sargu.
- Póki nie pił był tylko smutny, teraz jest po prostu czarujący, nieprawdaż? Dobry żołnierz, ale najwyraźniej ma demony w głowie. Egzorcyzmy ładnymi dupami nie zadziałały.

- Ażurowy wymienny projekt z nakładkami jest sensowny użytkowo, ale obawiam się o jego trwałość w bitwie, zwłaszcza jeśli miałby przyjmować ciosy tarczą.

- Spaczkamienia tam nie będziemy wsadzać, ale czemu nie klejnot z zapasem magii jako napędem? Magów w załodze jak psów
- (bezwiednie poklepał się po swędzącym karku) - więc z uzupełnianiem nie powinno być problemu. Albo jakiś mechanizm z nakręcaną sprężyną jako wersja budżetowa. - powymądrzał się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lamsen dnia Pon 1:05, 09 Mar 2020, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:49, 09 Mar 2020    Temat postu:

Daz

Wysłuchał słów kaplanki dotyczących urny i poparł jej pomysł pozbycia się przeklętego artefaktu z jego pokladu. Następnie skłonił się i razem z marynarzami oddalił się na Lipali, by wypłynąć na ćwiczenia. Po drodze zatrzymal sie i zmierzył wzrokiem czekająca przed podkładem Yrie, ale nic się nie odezwał.
- Przekaż proszę lady, że zrobimy co w naszej mocy, by co najmniej jeden blekitnokrwisty asiuras dotarł do niej w jednym kawalku - rzekł, po wysłuchaniu jej słów, nie precyzujac jaki kawałek miał na mysli, po czym skłonił sie i odszedł na drugi okret.

Odpowiedział Drummond.
- Jak znajdziesz taki to mi powiedz. Będę miał na co zbierać. Tylko o ksiezniczkowaniu mi tu zapomnij, bo nie chciałbym zamykać Cię w najwyższej komnacie na najwyższej wieży. Twoje miejsce jest tu - wskazał na Dumę. - U mego boku.

Wizyta u Desui przebiegła nad wyraz owocnie. A więc Lantash dołączy do jego flotylli. Zmieniało to dość mocno logistykę całego przedsięwzięcia, bo choć wydłuży to cała podróż, to ich zasięg się zwiększy. Przypomniał tylko lady, że okręty pływające pod banderą Dekkapiana są zwolnione z opłat portowych i mogą korzystać z tutejszej stoczni po preferencyjnych warunkach. Uscisneli dłonie po negocjacjach i kapitan wrócił do portu.

Przywołał sternika z dużego transportowca.
- Przyjacielu, dobre czasy nastały dla nas. Lady Meranica przydzielila Lantasha do mojej flotylli z misją na południe. W związku z tym chciałbym byś przyjął nowego kapitana pod swoje skrzydła i został jego pierwszym oficerem. Znasz go, to mój obecny bosman Bosch. Piliscie z nim, więc zakładam, że się dogadacie. A jak nie, następnej nocy on stawia. Moja załoga, a i wy do niej się zaliczacie, jest opłacana, lojalna i dobrze wyszkolona. Dlatego też, jak komuś się ten układ nie podoba lub nie zamierza spełnić któregoś z kryteriów dodatkowych, niech lepiej zostanie na brzegu. Jutro na odprawie dokładnie wszystko powiem co i jak. - usciskal elfa jak brata.

Był zadowolony, co do frekwencji na nabożeństwie. Jego przebieg nie różnił się bardzo od innych, lecz finalny ton nim wstrząsnął.
- Dobrze wiedzieć, że ma się atencje - mruknął, gdy już otrzasnal się z dziwnego wrażenia. - Choć czy dobrze, to się jeszcze okaże.

Wieczorem wyszedl na smagany deszczem i wiatrem poklad. Oparł się o barierke na rufie i z trudem zapalił papierosa. Obserwował wzburzone morze i bijące weń gromy. Przywołał do siebie Boscha, który trzymał wachte.
- Od jutra dowodzisz na Lantashu. Nie spierdol tego - poinformował go krótko, następnie wyjaśnił mu dlaczego jest wlasciwym człowiekiem na to stanowisko. Rozmawiali, aż deszcz ustąpił i na niebie pojawiły się gwiazdy.

Następnego dnia kharybdissy będą już zdrowe. Czekał jeszcze na meldunek Remkela odnośnie prac na dziobie, ale z tego co widział już też powinny być na ukończeniu. Co oznaczało, że dalsza droga przed nimi.

Planował po porannych ćwiczeniach (może już z użyciem Lipali, Dumy i kharybdissow, pomyślał) przemówienie do załogi. Ostatni dzień na lądzie. Nowy okręt w zespole. Nowy kapitan.

Po odprawie wezwal wszystkie ręce na pokład przy przygotowaniu okrętu do rejsu: uzupełnienie prowiantu, amunicji, sprawdzenie sprzętów. Spodziewal sie że może zająć to chwilę (ogołocenie spichlerzy, połowy ryb, negocjacje z farmerami i handlarzami). Bal się też finalnego rachunku. Spodziewał się dostaw następnego dnia już na okręt transportowy.

Następnie dał zalodze zezwolenie na ostatnia noc w burdelu - rozpuszczajac jednocześnie wici, że nadal werbuje do załogi. Chętni mieliby się zgłosić następnego dnia w południe. Również Ci, co chcieli opuścić wyspę, za specjalną opłatą, mogli próbować załapać się na miejsce na okrecie, o ile plyneli na południe.

Zamierzał poprosić Ariadne o wyprawienie nabożeństwa okrętowego przed ruszeniem w rejs, by zarówno Maathlan jak i Khaine byli po ich stronie. Po nabożeństwie, na wieczor zamierzał postawić żagle i opuścić gościnną Meranice.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Earth 2092 Strona Główna -> Arka Khaina / Zamknięte epizody Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin