|
|
|
|
Yelonek
Ranald's middle finger
Dołączył: 26 Maj 2007
Posty: 1695
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
|
|
|
|
Wysłany: Pią 23:38, 11 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Claude uśmiechnął się w zamyśleniu, nieco smutno. Podszedł do stołu z graczami i usiadł na rogu. Siorbnął głośno coś, co nie było piwem ani winem.
- Estalijski poker. Odmiana tileańskiego. Dwie karty na ręce, pięć losowych na stole. Po rozdaniu na rękę jest licytacja. Po niej odsłaniamy 3 karty i znowu licytujemy albo pasujemy. Potem czwarta, znowu licytacja i w końcu piąta. Zasady takie same jak w tileańskim z jedną różnicą. Zwycięzca poprzedniej partii ma prawo zmienić jedną kartę, ale tylko w danej partii. Musi na początku powiedzieć czy będzie zmieniać, czy bierze. Jak zmienia, to w dowolnym momencie jedną odrzucamy i kładziemy z talii. Jak bierze, na początku ma 3 i jedną odrzuca. Proste. Reszta zasad jak w każdym pokerze.
Claude zaczekał aż wytłumaczą zasady. Najwyraźniej zbierał myśli.
- Pochodzę z małego miasteczka, Javea. Może słyszeliście. Na trakcie, niedaleko na południowy wschód. Swego czasu było znane. Ciuchy z Javei, najlepsze materiały, od giezła po suknie. Królewskie gobeliny nawet szyto u nas. Albo ściery do wychodków. Wszystko co się dało zrobić za pomocą baby, igły i nici.
Siorbnął. Zastanowił się nad dalszymi słowami.
- Ze 3 lata temu zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Na początku nikt nie zwracał uwagi na to co się działo. Ot, kozie się zdechło, a to komuś się dach na głowę zwalił. Pojedyncze wypadki. Nic dziwnego nie? Nieszczęścia chodzą stadami. Zawsze tak jest, przywykło sie. Albo wszystko w porządku, albo właśnie dach wali się na głowę. Na wszystko było wytłumaczenie.
Gracze westchnęli rzucając ukradkowe spojrzenia grupce elfów. Kręcili głową ze znudzeniem.
- Potem zaczęło się dziać jeszcze dziwniej i jeszcze częściej. Konie zaczęły łysieć. Dwukrotnie urodziły się dzieci bez oczu. W świątyni wiatr grał na organach w każdą pełnię. Raz przyłapaliśmy kobietę, niemal konającą wówczas ze starości, jak popierniczała z łopatą po cmentarzu i wykopywała trumny niczym szalona. Jak zaczęto ją pytać co robi to wrzeszczała wniebogłosy, śliniła się, na koniec zesrała i umarła.
Jeden z graczy parsknął.
- No rozumiecie. Proste ludzie, pewno klątwa. Wezwalim łowcę czarownic, przyszedł, zrobił swoje. Zaciukał ino wielebnego, spalił kilka domów, znalazł jakieś niby nieboskie księgi, wziął ciężkie pieniądze i poszedł w pizdu. Myślelim wszyscy że będzie spokój. Ale gdzie tam, ni chuja.
- Uwaga, teraz będzie najlepsze. - zarechotał jeden z graczy.
- Pierwszej nocy spłonęła nam droga. Rozumicie? Ubita gleba zajęła się ogniem. Nie trawa, nie strzecha, ino gleba. Studnia zaczęła krwawić. Kto normalniejszy natychmiast brał nogi za pas. To i ja wziąłem. Było to z miesiąc temu. Potem karawany przyjeżdżały tam i już nigdy nie docierały nigdzie.
- Jak żeście dziewki bezpańskie zostawili...
- A bo ja sam tu niby dotarł? Trzech naszych pojechało sprawdzić, nie wróciło.
- Bo poszli po rozum do głowy, wrócili do domu, zaorali pola i ci córki chędożą.
Claude przewrócił oczami i zrezygnował z kłótni.
- Sam nie wiem. Nie mam odwagi tam pojechać. Do tej pory co kogo żem prosił to jeno 'w dupę se wsadź bez złota'.
Siorbnął na uspokojenie. Najwyraźniej nerwy zaczynały nim szarpać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yelonek dnia Pią 23:42, 11 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|