Earth 2092 Earth 2092
Forum systemu w klimatach postapokaliptycznych
Earth 2092
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

Dziennik Pokładowy Dumy Khaina
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Odpowiedz do tematu    Forum Earth 2092 Strona Główna -> Arka Khaina
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:33, 02 Lut 2020    Temat postu:

Dzień 20-21-21-21
29, 30 sierpnia

pokład Dumy Khaina, w porcie Meranic

Cytat:

Co to był za trzy-dzień, ten dzień dziś. Lecz po kolei, zanim znowu w nozdrzach poczuje zapach palonego liścia szaleństwa.

Przed wpłynięciem do portu powitał nas Lewiatan. Szczęśliwie niewyrośnięta bestia, chociaż jak ryknęła, to wielu musiało potem prać szaty i szorować pokład. Kharybdissy dopadły bestię i się nią zajęły, dając nam cenny czas. Choć odwrotu nie było. Nie mogłem na to pozwolić, jeśli dalej chciałem się mianować kapitanem. Khasia jakby to wyczuła i, nie wiem, jakby stanęła w mojej obronie, atakując potwora z podwojoną zaciekłością, a co najważniejsze, skutecznie. Do chwili, gdy lewiatan nie wynurzył się centralnie przed naszym dziobem. Widziałem już twarze marynarzy, jak witali się z Mathlaanem. Jednak wydałem dobre rozkazy i Drummond czekała już w gotowości z bańką. Wówczas Vaas mógł spokojnie dokończyć stwora, miał go jak na widelcu. Truchło holujemy do portu. Zabieram łuski na pancerz na Dumę, a z jego kłów zrobię sobie Stab-Staba, porządny sztylet.

W porcie powitano nas jak wyzwolicieli, zbawicieli, no jak bohaterów. Widać lewiatan skutecznie utrudniał im życie. Alkohol lał się strumieniami od kapitanatu do samej katedry lady Mereniki. Dziwki czekały z rozłożonymi nogami na załogę, a woły i świnie same się zarzynały, by trafić na ruszt. Już to powinno obudzić nasza czujność, lecz biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia i nastroje, a także starożytne korsarskie przysłowie "dają to brać i spierdalać", nie sposób było nie skorzystać, skutecznie nas zaślepiło.

Zostawiłem straże na okrętach, z minimalną obsadą z odpowiednią rotacją, by każdy mógł zażyć rozkoszy i nakazałem by każdy w południe każdego dnia meldował się na okręcie. Dałem też premię załodze za ubicie Lewiatana, nakazałem Imrze, Kresowi i krasnoludom, by w przerwie między alkoholizowaniem się i łapaniem plejady weneryków, przy pomocy lokalnych dokerów przygotowali łuski z lewiatana i założyli je na Dumę, a jak wystarczy, to i na Lipali. Po tym ruszyliśmy zwiedzać miasto.

Na lokalnym targu zwerbowaliśmy kilka osób. Do wyprawy dołączyło klik. Następnym punktem programu były zakupy. Zapewniłem każdemu korsarzowi i oficerowi podstawowy pancerz skórzany wraz koszulką kolczą, a wszystkim załogantom nakazałem uszyć porządne mundury z wyszytą banderą Dekappiana. Uzyskałem też niezły rabat, podobno, choć Bosch to spierdolił, mimo, że miał napisane na kartce, co i jak ma zrobić za trzecim razem. Drummond dostała ode mnie elegancki strój, który podkreślał jej rolę pierwszego oficera, ale i też zjawiskowo podkreślał jej urodę. Znalazłem też dla niej księgę z zaklęciami w dobrej cenie. Zobaczymy, czy jej się przyda. Na pewno była zadowolona. Trzy razy. Na moje zadowolenie, jeszcze czekam.

Trzy razy, a nawet częściej, mógłbym oglądać jak Strażnik dostaje pierwszym ciosem od gladiatora na arenie, na igrzyskach na naszą cześć. Nawet bym dopłacił. A po walce, niewolnik ugrał swoją wolność i przystał do jego świty.

Następnie odbywał się rytuał w naszej intencji, w stylu jakiego można się spodziewać po Kulcie Rozkoszy. Jedynym elementem niepasującym do całości, był zapach palonych liści szaleństwa w nozdrzach, gdy znowu wpływaliśmy do portu holując lewiatana. Kapłanka uświadomiła nas co się zdarzyło, puszczając nam w głowach najbardziej niepokojący zestaw obrazów, jaki widziałem, przez co byłem skłonny jej uwierzyć.

Wysłałem Boscha z listą zadań na targ.

Próba ostrzeżenia Lady Mereniki spełzła na niczym - nie chciało jej się wierzyć, że od zwykłego kaszlu umarła w ekspolzji niebieskiego światła. Szczególnie, że menu wieczornej uczty nie przewidywało zup z nietoperza. Dlatego postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i jej pilnować. Udało mi się włamać do zbrojowni i przebrać za lokalnego strażnika i objąć wartę przed jej komnatą. Najpierwej chciałem doń wejść i sprawdzić, czy żadnego dziwnego artefaktu nie znajdę, jednak lady ciągle siedziała w środku. Wdając się w sprzeczkę z dowódcą zmiany straży ujawniłem, broniąc Lady Mereniki własnym ciałem, że jest jednym z zabójców, co udało mi się mentalnie przekazać naszej kapłance.

Miałem pewnie zapytać o coś jeszcze, ale przerwał mi zapach palonych liści szaleństwa w nozdrzach, gdy znowu wpływaliśmy do portu holując lewiatana. Kapłanka pokazała nam dwa kolejne odcinki obrazów zdarzeń. Wymieniliśmy się spostrzeżeniami i ustaleniami. Dzień resetował się po śmierci Lady. Ariadne dostrzegła również aurę boga chaosu Theezindża, Tczńczycza, chuj, Czincza w różnych punktach wyspy, więc był tu jakiś ukryty zespół kultystów próbujących zaszkodzić tutejszej władczyni.

Wysłałem Boscha z listą zakupów na targ.

Kolejna próba ostrzeżenia Lady Mereniki również częściowo spełzła na niczym. Jak można tak lekceważyć ostrzeżenia od bohaterów? Wszak i ten lewiatan nie zagnieździł się tam przypadkiem. Tak jak poprzednio ustawiłem się w przebraniu pod drzwiami komnaty Lady. Nogi mi w dupę wchodzić zaczęły, gdy Ariadne poinformowała mnie o potężnym źródle magii Ts... Czincza w podziemiach katedry. Biegiem ruszyłem to sprawdzić, ale na drodze stanęło mi dwóch rosłych osiłków. Przypomniało mi się kolejne starożytne korsarskie przysłowie "mierz siły na zamiary" i zbastowałem. Obserwując ich, dostrzegłem jakiegoś ludzkiego niewolnika zmierzającego do katedry. Nic go nie wyróżniało, poza tatuażami, ale z daleka nic mi one nie mówiły. Coś jednak nie grało. W te pędy pobiegłem do wnętrza i zabarykadowałem się w środku. Po krótkim dochodzeniu i śledztwie namierzyłem typa, jak kręcił się przy kielichach z drinkami i coś w nich gmerał. Przy konfrontacji zabił sam siebie o mój pancerz, ujawniając spaczenie chaosem. Nakazałem zebranym, by w imię Mereniki nie otwierali wrót katedry, a samemu wróciłem na piętro pod jej kwaterę, zaminowując uprzednio korytarz przy schodach. Zdałem jej krótki raport i czekałem na kontakt od Ariadne.

Ten szczęśliwie pojawił się dość szybko. Razem ze strażnikiem oczyszczali miasto z kultystów. Szło dość sprawnie, póki na scenie nie pojawił się jakiś latający parszywiec, który przeraził nawet strażnika, że zaczął uciekać. Co gorsza ów parszywiec - ten latający, a nie strażnik - zaczął zmierzać w stronę katedry. Strażnik z kolei, jak się już pozbierał, musiał coś powiedzieć o matce stwora, bo ten zmienił kierunek i zaczął lecieć centralnie na niego.

Wtedy zagrzmiały działa Dumy i Lipali. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu słysząc odległe huki i świst kul hellblasterów. Ostrzał okazał się skuteczny i kreatura padła u stóp Kaletha. Wszyscy kultyści zostali usunięci. Ariadne dołączyła do mnie, wraz z tutejszą strażą i wspólnie towarzyszyliśmy Lady na arenę, a następnie z powrotem do katedry na rytuał.

Impreza była przednia. Wykąpaliśmy się w wannie krwi z Lady Mereniką, i od razu poczuliśmy się ładniej. Wszyscy dookoła śmiali się i dokazywali. W pewnym momencie jednak Lady, wraz ze swoimi asystentkami poprosili mnie, strażnika i kapłankę ze sobą. Oczywiście zabrałem ze sobą Drummond. Zeszliśmy do podziemia, gdzie ujawniło się jak bardzo spaczenie Slaneesha zagościło się w tej okolicy. Toczył się jakiś rytuał, skoncentrowany wokół wyglądającej jak oko kuli.

Uznałem, że należy to zniszczyć, czym podzieliłem się mentalnie z pozostałymi. Oni jeszcze się zastanawiali, gdy nagle nasza kapłanka odpłynęła. Starałem odwrócić uwagę od niej i przybliżyć się do artefaktu dociekając jak on działa i podziwiając spryt i potęgę lady Mereniki. Wtem Ariadne kazała zniszczyć artefakt w imieniu Khaine'a. Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Jeden celny granat wystarczył.

Sam Khaine zasłonił nas przed niszczycielską siłą wyzwolonego artefaktu. Zstąpił w formie płomienia i mógłbym przysiąc, że zanim wykopał artefakt na orbitę, to jeszcze zbił piątkę z Ariadne, by zniknąć, zabierając ze sobą całe spaczenie.

Lady Merenika doszła do siebie dość szybko, choć kac moralny jeszcze długo będzie jej towarzyszył. Wyprawiła wielką fetę na naszą cześć - to już trzecia, czy czwarta czy chuj wie która, ale jak mówi starożytne korsarskie przysłowie "darowanemu pegazowi w zęby się nie patrzy". Na szczęście wszystkie te zdarzenia sprawiły, że w bardzo dobrym humorze przystąpiła ze mną do negocjacji handlowych.

Położenie portu Merenic gwarantowało bezpieczną przystań na skraju morza chaosu i terenów łowieckich Alitha Anara. Co ważniejsze dysponowało stocznią, z której w zamian za dostawy lustryjskiego drewna będziemy mogli w dobrej cenie wykupywać okręty. Nie liczę pozbawionego opłat dokowania, a także preferencyjnych taryf przy handlu z lokalnymi kupcami. Zgodziła się także pokryć koszt prowiantowania i uzupełnienia zapasów na dalszą drogę, dała nam skrzynie ze złotem oraz przydzieliła Strażnikowi i Kapłance swoich przybocznych. Zezwoliła nam na nieograniczony pobyt i darmowe usługi w tawernach i burdelach. Wydaje się być wdzięczna za wyzwolenie jej z okowów bóstw chaosu.

Mając kilka dni, zanim pancerz na Dumie będzie gotowy i Nessi dojdzie do siebie po starciu z Lewiatanem, zamierzam maksymalnie odpocząć, może popływać po okolicy z Vaasem - dla bezpieczeństwa portu oczywiście - posprawdzać, co jest wwożone lub czy nie ma innych potworów lub artefaktów Chaosu. Zamówiłem też u krawca porządny strój kapitański, by nie paradować w tym przestarzałym bretońskim łachu. Myślałem też by sprawdzić dokładnie na targu, czy nie trafię na jakieś przedmioty w dobrej cenie poprawiające Percepcję, Zręczność, Czujność, Ukrywanie się.

Tak czy inaczej, port Merenic zdecydowanie trafia do przyjaznych miejsc, które będzie ważną bazą wypadową naszej ekspedycji.


Prowiant skonsumowany: 84
Żołd do wypłacenia: 94g
Premia: 25g dla załoganta
Wypłacono tuż po pokonaniu Lewiatana


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wania dnia Nie 18:04, 02 Lut 2020, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:32, 24 Mar 2020    Temat postu:

39 dzień ekspedycji,44 dzień przygody, 17 września



Cytat:


22 dzień ekspedycji, 27 dzień przygody, 31 sierpnia
Merenica
Patrząc wstecz wydawało się, że tego słońce świeciło jaśniej, kwiaty pachnęły mocniej, mimo tej pierdolonej woni palonych liści szaleństwa i jakoś tak piękniej na świecie się zrobiło. Po kąpieli z lady Meraniką coś się zmieniło. Drummond jakoś inaczej na mnie patrzy, a ja od niej w ogóle wzroku oderwać nie mogę. Jedynie blednie trochę stojąc przy Kapłance, ale nieznacznie. Dodatkowo Lady Merenika obiecała włączyć do mojej floty jeden z okrętów, które właśnie zawijały do portu. Upatrzyłem sobie Lantasha, średni transportowiec, który mógł pomieścić w sobie Dumę i Lipali i jeszcze mieć miejsce w środku. W końcu nadszedł też czas, by wypuścić Boscha spod mych troskliwych skrzydeł na głęboką wodę i dać mu stery własnego okrętu do prowadzenia. Lecz jeszcze nic mu nie mówiłem - czekałem na oficjalne przekazanie okrętu przez Desuę.

Zostałem poproszony przez Sarga by wraz z Kapłanka udzielić ślubu Gustavovi i Felii. Przystałem na to, jednakże dopiero po wypłynięciu z portu w dalszą podróż. Kapłanka również, choć widziałem, że była dość nieobecna po otrzymaniu tajemniczego zwoju, który jak się później dowiedziałem, miał niebagatelne znaczenie dla wszystkch Druchii.

Prace modernizacyjne Dumy właśnie się rozpoczęły. Miałem na nie oko. Umocnienia dziobu, by móc taranować inne okręty, to był dobry wybór.
Oczywiście nie obyło się bez spięcia ze strażnikiem. Jego zbieractwo kosztowało coraz bardziej, a magiczne badziewie powodowało zniszczenia na pokładzie. Postawiłem sprawę jasno i tego też trzymałem się dalej, że cokolwiek spaczonego wiezie lub magicznie niebezpiecznego, ma się tego pozbyć.

Dzień skończył się epickim pijaństwem w karczmie, poprzedzonym smętnym nabożeństwem z odrobiną bękarciej dramy.

23 dzień ekspedycji, 28 dzień przygody, 1 września
Merenica
Tego dnia z kolei słońce świeciło zbyt jasno, ptaki śpiewały zbyt głośno, a chrapanie Vaasa było jak zaskreczowanie czarnej płyty grającej. Nie pytajcie jak się tam znalazłem, szczęśliwie towarzyszyła mi Drummond i Syndra, więc źle nie było. Sądząc po reakcjach załogi, było wręcz przeciwnie. Najgorszego kaca przeczekałem na Dumie, udając, że coś robię, dręcząc krasnoludy i zbijając piątki z załogą. Widocznie puścili Slaver's point w niepamięć. I dobrze.
Jako, że wtedy trzymał mnie jeszcze efekt Khaine'a po doświadczeniu z jego awatarem, postanowiłem uhonorować również Maathlana i podziękować mu za zwycięstwo na Lewiatanem oraz dotychczasową podróż i na tym minął mi wieczór.
Kapłanka i Strażnik dzień spędzili kręcac się po targu i rzemieślnikach. Ariadne szykowała się do rozmowy z Felicion, w której uczestniczyć miała również Drummond. Kapłanka obiecała udostępnić jej swój magiczny diadem, by przyśpieszyć proces regeneracji Nessi, co zajęło kilka poranków. I teraz będę musiał podobny diadem znaleźć dla niej. Elfki...

24 dzień ekspedycji, 29 dzień przygody, 2 września
Merenica
Ten dzień spędziłem z Vaasem planując morskie manewry, by zgrać załogi, zwiększyć celność ostrzału i przestać siedzieć na dupie, jak jakis szczur lądowy, a także nie omieszkałem podręczyć krasnali i dalej nawiązywać kontaktów z załogą. Udało się rozkminić jak oszczędzać jedzenie w podróży. A i ta cała Nessala, saper-inżynier zwerbowany przez Strażnika, okazała się całkiem spoko kompanem do rozmów o wybuchach i wysadzaniu. Chciałem również spotkać się z Desuą, by sfinalizować przejęcie Lantasha, ale tego dnia się to nie udało.

Pozostali w tym czasie korzystali i ćwiczyli różne formy spuszczania wpierdolu, bądź zaklinali przedmioty. Kapłance udało się nawiązać połączenie z Felicion. Cokolwiek Wiedźma planowała, miała nas poinfromować na dniach.

Ten dzień wyróżnił się także objawieniem nowego czempiona. Nikogo o to nie podejrzewany Thrall, zgłosił się do walk na arenie. To, że strażnik, albo jego brat-bliźniak Gorr się tam wepchali, nie było w żadnym calu zaskakujące, ale obecność naszego pokładowego tresera zaskoczyła wszystkich. To, że przeżył, również.

25 dzień ekspedycji, 30 dzień przygody, 3 września
Merenica
Z samego rana dostaliśmy dodatkowe zadanie od Felicion - polowanie na błękitnokrwistego Asurana. Oznaczało to, że zaczynamy brać jeńców.
Następnie wypłyneliśmy na Lipali rozpoczynając manewry i ćwiczenia. Było głośno, dynamicznie a powietrze przesycone było zapachem prochu. Wyśmienity poranek. Drummond w tym czasie leczyła Nessi, a Ariadne zniknęła u zaklinaczki na cały dzień. Desua znalazła chwilę dla mnie i przypięczętowaliśmy przekazanie okrętu do naszej floty. W związku z tym, jak i ze zbliżającym się terminem wypłynięcia, prace na Dumie były na ukończeniu, wszyscy marynarze udali się do kapliczki Maathlana prosić o łaski na dalsza podróż. Tej nocy przyszła taka burza, że miałem wrażenie, że mamy atencję tego kapryśnego boga. Nadal nie wiem czy to dobrze, czy źle.
Mianowałem Boscha oficjalnie kapitanem Lantasha, a jego stanowisko przydzieliłem "pięknej" Caede. Tranzycja przebiegła sprawnie i bez dram. Zacząłem też zbieranie zasobów do wypłynięcia w morze.

26 dzień ekspedycji, 31 dzień przygody, 4 września
Merenica Krasnale zawnioskowały o dwa dni wypoczynku, twierdząc, że nie podupczyli wystarczająco. Przystałem na to, widzac efekt ich pracy - wyglądał imponująco. Przez gorzkie żale pierw o urnę potem o leczenie Strażnika nie uczestniczyłem w ćwiczeniach, co popsuło mi humor. A na smutki najlepszy rum, więc z załogą, po udanych ćwiczeniach wylądowaliśmy w karczmie.

27 dzień ekspedycji, 32 dzień przygody, 5 września
Merenica
Ćwiczenia o poranku: tym razem wypłynęlismy na Dumie, karczma z wieczora. Dzień minął szybko i przyjemnie, a wieczór tym bardziej szczególnie jak dowiedzieliśmy się, że Gorr sprzątnął strażnikowi tytuł czempiona areny sprzed nosa.

Prawie wszystko było już gotowe do drogi.

28 dzień ekspedycji, 33 dzień przygody, 6 września
Merenica
Poranne ćwiczenia zaowocowały nieoczekiwanym, acz miłym, egzaminem praktycznym. Napotkaliśmy bowiem zabłąkaną jednostkę Asurów. Bitwa była krótka i zdecydowanie na naszą korzyść. Okręt został przejęty, załoga zniewolona, a w gościnę u oprawców kapłanki zagościł asurski dowódca - Verion Srebrneostrze. Przygarnęlismy też puchatego kotka dla Kapłanki, po tym jak Khasia zjadła jego poprzedniego właściciela.
Merenika na wieść o zdobyczy znowu mnie ozłociła, odkupujac ode mnie asurską łajbę i wyprawiła na naszą cześć kolejny rytuał. Próbowałem uregulować z nią dług okręt za okręt, lecz była nieugięta. Resztę gratów sprzedaliśmy na targu - nastepnego dnia, bo oczywiście był zamknięty jak wróciliśmy z dobrami. Niewolników sprzedaliśmy Merenice.

29 dzień ekspedycji, 34 dzień przygody, 7 września
Merenica - wypłynięcie z portuDzień stricte pod przygotowania do wypłynięcia. Ostatnie handle, targi, zaklinania. I duże nabożeństwo Ariadne na koniec. W imię Khaine'a i z łaską Mathlaana, o północy Lipali, Lantash z Dumą Khaine'a na czele postawiły żagle i w końcu wypłynęliśmy w dalszą drogę.

30 dzień ekspedycji, 35 dzień przygody, 8 września
Podróż, dobra pogoda, spokojne morze, pusty szlak handlowy
Pierwszy dzień rejsu zapowiadał się wspaniale. Ocean był wyjątkowo spokojny i wiał sprzyjający wiatr. Płynęliśmy w luźnej formacji, z Dumą na czele i zamykającym Lipali. Na Lantashu trwały przygotowania do ceremonii. Niewolnicy wraz z załogą ustawiali stoły, krzesła. Felia mimo grania głównej roli nadzorowała przygtowania w kuchnii, skąd roztaczał się wyjątkowo przyjemny aromat. Jak dotychczas nie trafiliśmy na żaden kontakt na morzu, ale Riin twierdzi, że w każdej chwili może się to zmienić, dlatego utrzymałem stałe wachty i rotacje załogi.

31 dzień ekspedycji, 36 dzień przygody, 9 września
Podróż, przerwa na ślub pod żaglami, połów ryb i morska libacja
Ceremonia ślubna miała trwać większą część dnia. O poranku wszyscy mężczyźni wzięli Gustava na ryby, by uświadomić mu jak dał się złapać. Z każdą wyciągniętą rybą pytaliśmy go, czy nadal chce zamienić przestwór oceanu na małe wiadro, z którego jedyne wyjście było brzuchem do góry. Za każdym razem odmawiał, co spotykało się ze zrezygnowanym kręceniem głową i śmiechem załogi. Gdy zdecydowano, że nie ma dla niego nadziei i jest już stracony, zakończyliśmy połowy otwierając beczkę z rumem. Wszak rybka lubi pływać, a może alkohol pozoliłby mu spojrzeć bardziej trzeźwo na to, co zamierzał zrobić ze swoim życiem. Jaskier aż w natchnieniu zadeklamował:
Wstrzymaj chłopie, bierz co leci
póki słońce jeszcze świeci,
wdowy, panny i rozwódki,
nie zasypiaj, żywot krótki.
Nie przebieraj młoda, stara,
bo powiedzą, żeś fujara.
Aby ciepła, nie garbata,
Taka, co to wytrwa lata.
I do garów i do wyra,
Co robotą nie za tyra.
Taką znajdziesz na tym świecie
Wówczas razem osiądziecie
W domu, w lesie, na polanie
byś na każde był wezwanie
w porcie, mieście czy na stancji,
I już nigdy nie masz racji.
Zważ też gdy rozkwitnie kwiecie
Się pojawi małe dziecie,
Życie całkiem wam odmieni
Wejdziesz do krainy cieni.
Stamtąd wyjście tylko jedno:
Gdy otacza ciebie drewno.

Gustav pokręcił tylko głową i z uśmiechem podniósł kielich z alkoholem. Gdy ceremonia się rozpoczynała, wszyscy byli już zdrowo weseli. Gustav zniknął chwilę by przebrać się w improwizowaną szatę kapłana, przerzucić pannę młodą przez ramię, zupełnie jak gdy się poznali i podejść do podwyższenia. Kapłanka odprawiła ceremonie dziękczynno-błagalną ku czci Khaine'a, która połączyła parę więzią krwi, ja natomiast po rytuale przyjąłem małżeńskie przysięgi od Gustava i Felii i wpisałem je do dziennika. Małżonkowie złożyli podpisy pod nimi i stali się oficjalnie na siebie skazani. Reszta dnia minęła na radosnym opijaniu tego faktu.

32 dzień ekspedycji, 37 dzień przygody, 10 września
Podróż poślubna, płyniemy pod wiatr, ale morze spokojne. Czy to syreny wyją w okolicy?
Lekki kac nie psuł humorów załogi na dalszą drogę. Jak tylko wiatr zmienił kierunek, rozległy się śmiechy, że to przez Gustava i, że teraz już tylko wiatr w oczy. Ukróciłem takie żarty, bowiem wiatr przyniósł nie tylko utrudnienia w żegludze, ale i lekki zaśpiew, który zwiastował nieszczęście. W miarę upływu dnia tylko przybierał na sile i coraz większa liczba marynarzy domagała się zbadania źródła wycia. Odmówiłem.

33 dzień ekspedycji, 38 dzień przygody, 11 września
Podróż, dalej pod wiatr, morze spokojne, syreny dalej wyją. Jeden debil zniknął, gorzej, że łódkę podwędził.
Statystycznie zawsze znajdzie się jeden, który musi dotknąć kolca, by sprawdzić, czy jest ostry. Tak było i tym razem. Jeden z ludzkich pomocników wymknął się cichaczem i zajebał łódź. Łodzi szkoda najbardziej. Ale jak to mawiają, syreny wyją, a statki płyną dalej. Reszta dnia przebiegła bez wrażeń.

34 dzień ekspedycji, 39 dzień przygody, 12 września
Port Tajge, przyjazna korsarska nora. Uzupełnienie zapasów, zdziercy i prostaki.
Okrzyk odkrywcy z bocianiego gniazda rozbudził załogę z porannego odrętwienia. Okręt na horyzoncie! Faktycznie, w oddali zamajaczyła nam imperialna fregata. Łakomy kąsek, lecz zanim zdążyliśmy się namyśleć jak go ugryźć, Riin oznajmił: Ziemia na horyzoncie, miasto portowe! Zdecydowaliśmy odpuścić i zawinąć do portu z krótką wizytą. Uzupełniliśmy zapasy (złodzieje zdzierali 1,5 golda za skrzynię prowiantu) po czym uderzyliśmy na lokalną karczmę coś zjeść i zasięgnąć języka. Nazajutrz ruszyliśmy dalej.

35 dzień ekspedycji, 40 dzień przygody, 13 września
Podróż, dobra pogoda, spokojne morze,
Po wypłynięciu z portu, przyszła pora na rozmówienie się z naszym gościem. Verion Srebrneostrze dojrzewał do rozmowy od jakiegoś czasu w brygu na Lantashu. Wraz z jednym z oprawców kapłanki wzięliśmy go na spytki, lecz nawet przy dentystycznym wsparciu przez strażnika nie był za bardzo rozmowny. Daliśmy mu jeszcze pokisić się we własnym sosie.

Lepsze wiadomości miała Imra - w końcu rozgryźli bretońską mapę skarbów. Większość punktów znajdowała się po drugiej stronie oceanu, jednakże przed nami były dwa punkty a trzeci, najbogatszy, gdzieś na morzu wewnętrznym Naggarothu. Wyśmienite wieści. Ciekawe, czy jak przekażemy namiary Felicion, wysłałaby nam zapasy na południe o wartości tego łupu - rzecz jasna minus opłatę manipulacyjną i podatek dla Malekitha.

36 dzień ekspedycji, 41 dzień przygody, 14 września
Podróż, dobra pogoda, spokojne morze, sprzyjający wiatr, dobre przyśpieszenie
Na spróchniałe kości Hellebron, ależ wiatr nam sprzyjał tego dnia. Pokonaliśmy dwukrotnie większy obszar niż planowałem. Co oznaczało, że skarb zaczynał być w zasięgu ręki. Imra wraz z Dustoa mieli jeszcze zawęzić obszar poszukiwań. Thrall zaliczył wpadkę, próbując złamać wolę kota, którego przejęliśmy ze złupionego statku u wybrzeży Merenici. Widocznie za długo głaskał go po brzuchu.

37 dzień ekspedycji, 42 dzień przygody, 15 września
Zasadzka na obóz, zniszczenie ukrytych okretów, wysadzenie zatoki
Płynąc wśród wysp i wysepek archipelagu wysłaliśmy zwiadowców, znajdowaliśmy się na terytorium kontrolowanym przez Alitha Anara. Wypatrywaliśmy okazji, by namieszać mu szyki i tego dnia nam się poszczęściło. Znaleźliśmy ukrytą zatokę, a w niej trzy poskładane i zabezpieczone okręty zaopatrzeniowe. Zupełnie nie pilnowane. Samo ukształtowanie terenu wskazywało, że jest to naturalny port, przez który Asurowie rozdysponowywali towary na resztę wyspy. Na tę chwilę był zupełnie nie pilnowany. Chwilę później nadszedł drugi meldunek o obozie, półtora kilometra od portu, po drugiej stronie wyspy. Strażnik nie potrafił ukryć podniecenia, a i Kapłanka chętnie skorzystała z okazji przetestowania swoich niewolników, którzy dotychczas jedynie zżerali racje i zajmowali ładownie. Strażnik ruszył z oddziałem krętymi ścieżkami prowadzącymi z zatoki wgłąb lądu. Kapłanka z kolei wzięła Lipali i Lantasha i popłynęli wzdłuż linii brzegowej, by ostatni etap pokonać na łodziach i zdesantować się po przeciwnej stronie względem ludzi Kaletha. My w tym czasie rozprawiliśmy się z okrętami oraz zostawiliśmy 73 wybuchowe niespodzianki dla pierwszych, którzy mieli się tu pojawić. Statki szybko zniknęły pod ostrzami naszych toporów i jak ostatnia pułapka zniknęła w krzakach ruszyliśmy w drogę, by dołączyć do reszty flotylli, gotowi do zapewnienia wsparcia ogniowego. Nie było potrzebne. Wyspę opuściliśmy z pełną ładownią Lantasha i kilkudziesięcioma niewolnikami bez strat własnych.



Podróż, dobra pogoda, morze usiane klifami, skałami i rafami, slalom gigant, rozbitkowie Asuran
Opuszczenie wyspy nastręczało trochę trudności. Trafiliśmy na trudny teren, uniemożliwiający swobodną żeglugę. Drummond i Serana miały pełne ręce roboty z kharybdissami, które dwoiły się i troiły pomagając w manewrowaniu okrętami. Dobrze, że chociaż pogoda dopisała. Mniej szczęścia miał poprzedni okręt płynący tędy. Natrafiliśmy na blisko dwudziestu asurańskich rozbitków, zwiększając kolekcję niewolników.

38 dzień ekspedycji, 43 dzień przygody, 16 września
Podróż, dobra pogoda, przepływamy przez wulkaniczny atol, żeglując pod wiatr, rozbitkowie Druchii
Trudnego terenu ciąg dalszy. Przynajmniej klify i wąwozy ustąpiły i wpłynęliśmy na coś, co wygląda na wulkaniczny atol. Załoga była już trochę zmęczona, ale zaprawione wiarusy jak oni, dawali z siebie wszystko. Wtem padło hasło "Człowiek za burtą!". Jeszcze brakowało, by ktoś wypadł z pokładu, ale nie. Okazało się, że przy resztkach czegoś, co wyglądało na szalupę, uczepionych było kilku elfów. Wyciągneliśmy ich na pokład. Byli to korsarze Druchii, z okrętu który zatopił asurański statek dzień wcześniej, a który sam trafił na dno, gdy pojawiły się dwa kolejne okręty Wysokich Elfów. Musimy się mieć na baczności, mogą jeszcze gdzieś tu być w okolicy.



39 dzień ekspedycji, 44 dzień przygody, 17 września

Cytat:
W końcu spokojne morze i mogłem spokojnie zebrać myśli i przelać je w dziennik. W skrócie, zbliżamy się do jamy z bretońskim skarbem, czuję to w kościach i mamy gdzieś dwa asurańskie okręty w okolicy. Nasz więzień w końcu się złamał i zdradził miejsce, gdzie będzie można trafić wysokiego rangą asurańskiego szlachcica-generała, Simariona, o czym niezwłocznie poinformowaliśmy Felicion. Generał miał się pojawić w Monolitach, w ciągu kilku najbliższych dni. Wedle słów Kapłanki, była niezwykle zadowolona z tej informacji.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wania dnia Czw 19:10, 26 Mar 2020, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:54, 14 Kwi 2020    Temat postu:

Dzień 45 ekspedycji, 50 dzień przygody, 24 września



Cytat:

39/40 dzień ekspedycji, 44/45 dzień przygody, 17/18 września
Wir Mathlaana, bitwa morska klik
Oto objawiła się potęga i chwała Mathlaana! Niech imię jego będzie chwalone przez wielu. Oczom naszym ukazała się bitwa między trzema okrętami Skeggi, a dwoma asurskimi jednostkami. To były te, które wcześniej zatopiły statek Arhana i jego towarzyszy. Musieliśmy ich pomścić!

Jednak, gdy tylko ruszyliśmy w ich stronę, pogoda się odmieniła. Nadszedł sztorm przechodzący w huragan, który tylko przybierał na sile. Kapryśny bóg morza postanowił się chyba rozerwać naszym kosztem. Dobrze. Pokazaliśmy mu z jakiej jesteśmy ulepieni gliny. Nie zmieniłem kursu. Lantash oderwał się od formacji, a napędzane przez kharybdissy Duma i Lipali pomknęły w stronę walki. W międzyczasie jeden okręt Skeggi został uszkodzony na tyle, że również się wycofywał z walki. Minęliśmy ich na pełnych żaglach, zostawiając decyzję o pomocy dla norskan Boschowi.

Nasze pojawienie się musiało napędzić strachu w serca Asurów, bowiem również zaczęli się wycofywać. (Notka na marginesie, pismo Drummond: "na pewno formujący się cyklon nie miał z tym nic wspólnego"). Czując krew w wodzie rozdzieliliśmy siły abordażowe między Dumę a Lipali i dzięki łączności telepatycznej zapewnionej przez Kapłankę przekazałem im plan działania. Vaas dzielnie trzymał się naszej flanki, choć mógł odstąpić. Jeden okręt asurów, desygnacja "Asiur 2" zaangażowany był przez dwa okręty Skeggi, desygnacja "Kloc 1" i "Kloc 2", natomiast "Asiur 1" oddalał się z teatru działań. Ruszyliśmy za jedynką, manewrując między Klocami, cały czas zmagając się z szalejącym sztormem. Lipali niestety nie zdążyła wykręcić i otarła się o Kloca 1. Nic, czego Remkel z ekipą nie wyklepią, ale Vaas przez następnych parę dni był niepocieszony. Szczęśliwie nie stracił celu z oczu i natarł na Asiura 2.

Oba Kloce kręciły się jak gówno w przeręblu nie wiedząc za bardzo co chcą zrobić. Dwójka ruszył za nami, w stronę Asiura 1, natomiast drugi obrywał od Sióstr Averlornu z pokładu Asiura 2. Oberwał chyba za mocno i stracił wolę walki, bowiem również zaczął się wycofywać. (Notka na marginesie, pismo Drummond: "na pewno formujący się wir 500 m od naszej burty nie miał z tym nic wspólnego"). Lipali w trzech krótkich seriach rozprawiła się z krypą wysokich elfów i podjęła jeńców.

My z kolei w końcu zbliżyliśmy się do Asiura 1. Polin, która stała na mostku obok kapłanki spojrzała w ich stronę i dziko śmiejąc się pobiegła na dziób Dumy, mamrocząc coś o "wiatrze sensacji". Następnie pstryknęła palcami i okręt wysokich elfów zmienił się w jedną wielką kulę ognia. Na uderzenie serca wszyscy zamarliśmy, łącznie z oceanem. Jednak ten gigantyczny rozbłysk ujawnił również nowe zagrożenie: 3 okręty pełne nieumarłych wynurzyły się spod wody. Płynący za nami Skeggi 2 nie wytrzymał presji, ale też stracił tyle odległości, że się odłączył od pościgu. (Notka na marginesie, pismo Drummond: "na pewno wciągający go wir nie miał z tym nic wspólnego"). Rozpoczęliśmy ostrzał z armat.

Wówczas dostrzegłem jeszcze coś. (Notka na marginesie, pismo Drummond: "Wir?", Dopisek podspodem Dekappiana: "WIEM O WIRZE, ALE MIAŁEM CIEBIE BY SOBIE Z NIM PORADZIĆ I SOBIE Z NIM PORADZIŁAŚ!!!!11one.) Na horyzoncie za okrętami truposzy pojawiła się wielka twarz uformowana z chmur, rozjaśniana przez bijące pioruny. Zadrżałem u steru, wiedząc kogo widzę. Oblicze kazało mi wybrać okręt, który to następnie skończył nadziany przez pojawiającą się znikąd wielką czarną skałę, skutecznie go uziemiając. Pozostałe ruszyły w naszą stronę, chcąc dokonać abordażu.



Prowadząc ciągły i zaskakująco celny ostrzał skutecznie ukruszaliśmy kadłuby statków nieumarłych, lecz czasu było coraz mniej. Coraz trudniej się płynęło. Vaas zakomunikował, że podjął jeńców i opuszcza teatr, by dołączyć do Lantasha w bezpiecznej odległości. Thrall przekonał Khasię obietnicą soczystego niewolnika do jeszcze większej pracy, co dało nam niezbędną prędkość do zmierzenia się z truposzami dziób w dziób. Dosłownie wbiłem opancerzony dziób Dumy w okręt nieumarłych miażdżąc go do połowy, przez co kilku zombiaków wpadło do nas na pokład, ale Kapłanka i Gustav przy wsparciu korsarzy szybko ich pozamiatali. W tym czasie przeładowaliśmy wszystkie armaty. Ostatnią serią z hellblastera oklepaliśmy okręt uwięziony na skale, armatami ze sterburty ostrzelaliśmy zbliżający się okręt z tej strony - oba ledwie się trzymały na wodzie, gdy nagle spod wody przed nami wystrzelił czwarty okręt, który musiał zostać przyzwany przez kapitana nieumarłych; widzieliśmy jak wrzucał jakąś butelkę do wody. Statek z prawej strony nadal się zbliżał i był już dość blisko. Zapytałem Kapłanki, czy był wystarczająco blisko. Był. Nie było czasu na szykowanie wielkiego ładunku prochowego, ale patrząc po stanie tamtej krypy wiele nie trzeba było. Wyciągnąłem granat burzący i odpaliłem go, po czym wręczyłem go z uśmiechem Ariadne. Na ułamek sekundy mógłbym przysiąc, że uśmiechnęła się w odpowiedzi, lecz nie byłem pewien, bowiem błysk znikającego w jej rękach ładunku chwilowo mnie oślepił. Jednak eksplozja dobiegająca ze sterburty potwierdziła, że przesyłka znalazła odbiorcę. Zagrały armaty na bakburcie w nowy okręt, który manewrował nam przed dziobem, co zobaczyłem jak wzrok wrócił mi do normy. Nie było czasu na korektę kursu, więc z impetem ponownie wbiliśmy się w spróchniały kadłub, w części rufowej wrogiej jednostki, przebijając się przez nią jak przez papier.

Strażnik z drużyną abordażową z kolei przy pomocy Dustoi przeszedł przez portal z Lipali na ostatni pozostały okręt nieumarłych i sprawnie rozprawili się z pozostałym przy życiu kapitanem. Skierowałem tam Dumę, by ich podjąć. Po śmierci na śmierć kapitana nieumarłych okręt zaczął się rozsypywać, więc drużyna po linach przeskoczyła na pokład Dumy i mogliśmy bezpiecznie i sprawnie opuścić teatr działań. Załoga stanęła na wysokości zadania i obyło się bez strat własnych.



Dopisek pod wpisem, pismo Drummond:
"Sprawnie i bezpiecznie. Nie licząc momentu, gdy:
- O mało nie zderzyliśmy się ze Skeggi 2 ruszając za Asiurem 1
- Lipali zderzyła się z manewrującym Skeggi 1
- Polin mało nie eksplodowała i pochłonęła nas razem z przesytu wiatrem esencji
- Gustav nie spalił pokładu krzycząc, że jest awatarem Khaine'a w płonącym płaszczu
- Ja straciłam panowanie nad wirem
- Thrall nie mógł przekonać Khasii do szybszego pościgu
- Demien nie wpadł do wody między nasz kadłub a skały wracając z okrętu truposzy
- Musiałam zaczerpnąć szaleństwa z wiatru esencji, by wytłumić wir i pozwolić nam i Skeggi 2 uciec
Sprawnie i bezpiecznie."


40 dzień ekspedycji, 45 dzień przygody, 18 września
Wzburzone morze, po bitwie
Sztorm rozpętał się na dobre. Praktycznie całą dobę zmagaliśmy się z przeciwnymi wiatrami i rozszalałymi falami, zanim morze ucichło i mogliśmy dołączyć do Lantasha i Lipali oraz naszych nowych przyjaciół Skeggi. Przed prawie dwie doby nie odszedłem na krok od steru, zastanawiając się czy jednak nie obraziłem Mathlaana swoimi czynami. Obiecałem mu ofiarę z nadzianego okrętu i zniszczyliśmy go koniec końców. Czy ten sztorm to nie był wyraz dezaprobaty kapryśnego bóstwa? Niezbadane są wyroki boskie.

Skeggi z kolei byli nam wdzięczni za pomoc, a jeszcze bardziej się otworzyli, gdy podzieliliśmy się z nimi jedzeniem. Porównaliśmy notatki i informacje o wysokich elfach w okolicy, czym jeszcze bardziej zacieśniliśmy stosunki. Okazuje się, że Asurowie chcą założyć przyczółek w rejonie Szarych Strażników, Przylądku Szarej Skały oraz Odłamka Księżyca by mieć bazę wypadową versus Ssildra Tor, Skeggi a także nękać prowincje samej Morathi. Wymieniliśmy się banderami, zapewniając bezpieczną żeglugę i przyjazne porty w okolicy. Skeggi nie będzie atakowało naszej floty, my z kolei ich, wyłączając samoobronę, a także ich porty są otwarte dla nas, jak nasze dla nich, a osady obojga stron pozostaną nie najechane. Układ został formalnie zawarty, obieramy na cel Grey Rock Point, by skorzystać z norskańskiej gościnności. Gorr bardzo dużo opowiadał o tym miejscu. Zapowiada się ciekawie.

Syndra zgłosiła się do mnie z podejrzeniami dotyczącymi Serany. Wiedźma zajmująca się Nessi skrywała jakieś tajemnice i nie do końca integrowała się z załogą. Dostrzegając w tym potencjalne źródło problemów i napięć, postanowiłem zbadać temat. Ale najpierw trzeba znaleźć skarb Robespierra. Jesteśmy już tak blisko!

41, 42, 43 dzień ekspedycji. 46, 47, 48 dzień przygody, 18, 19, 20 września
Wybrzeże Cieśniny Strachu, przerwa w podróży
Naprawdę jesteśmy już blisko. Przynajmniej tak powtarzałem sobie każdego dnia. Riin z Imrą tkwili godzinami w bocianim gnieździe, ku mojemu zdziwieniu faktycznie obserwując linię brzegową i skalne klify w odniesieniu do bretońskich notatek. Załoga doceniła to zwolnienie w podróży, łowiąc ryby i odpoczywając. Remkel z ekipą naprawiali Lipali ignorując gderanie Vaasa nad głowami, Strażnik z Kapłanką tresowali swoje zwierzaki na pokładzie Lantasha. Thrallowi w końcu udało się złamać wolę pojmanego kota, o czym z uśmiechem zameldował Kapłance i zadeklarował gotowość do pomocy z jego szkoleniem. Po wyskoku na arenie pokładowy treser stał się jakby pewniejszy siebie, co było ciekawą odmianą. Postanowiłem dołączyć do treningu prowadzonego przez Misisi i Melvę. Nie wiem, czy coś on dał, ale pod koniec dnia ich jebanie stało się jakoś bardziej znośne. Huriof i Sarge szkolili chętnych z podstawowych taktyk. Z zadowoleniem obserwowałem udział korsarzy.

Wieczorami przesłuchiwaliśmy niewolników, lecz dotychczas nie mieli nic do powiedzenia. Do momentu gdy w obroty wzięliśmy magiczkę i jej szlachetnego obrońce. Nie było mnie przy przesłuchaniu, jednak dowiedziałem się, że okazało się, że gościmy na pokładzie drugiego Silverblade'a. Jakie są szanse na to? Cóż, nie było to spotkanie rodzinne jakiego się spodziewali, to na pewno. Nie wiem jak, przypuszczam, że Ariadne miała z tym coś wspólnego, ale rozwiązał się język czarodziejce asurów. Rianelle, wysoko urodzona czarodziejka. Potwierdziła informacje od Norskan, uzupełniając je o lokalizację przyczółka wysokich elfów w Szarych Strażnikach i planach kolonizacji Grey Rock Point. Mając potwierdzonego "Feniksa" postanowiliśmy skontaktować się z Felicion.

44 dzień ekspedycji, 49 dzień przygody, 21 września
Wybrzeże Cieśniny Strachu, ruiny latarni morskiej
Najwyraźniej Felicion spodobało się, co usłyszała w raporcie od Ariadne, gdyż zjawiła się osobiście na pokładzie Dumy. Okręty stały zacumowane do siebie w naturalnej zatoczce otoczonej klifami. Wszyscy padliśmy na kolana, przerywając cokolwiek robiliśmy. Nawet kharybdissy skłoniły wszystkie głowy jak dostrzegły gościa.
-Admirale Dekappian - zwróciła się do mnie. Wszyscy słyszeli. Zaprowadziłem ją na Lantasha, gdzie trzymaliśmy więźniów. Zobaczywszy Rianelle nie ukrywała zadowolenia. Przejęła więźnia oraz zabrała jeszcze ze sobą obu Silverblade'ów. Pochwaliła też, że mamy skinka na pokładzie. Wedle jej słów, jest kapłanem, klucznikiem piramid. Sprawiło to, że łatwiej mi tolerować tego gada i jeszcze mniej mu ufać. Na koniec pogratulowała także Lordowi Kalethowi Bloodblade oraz zaprosiła Najwyższą Kapłankę Ariadne na konklawe w Naggarondzie, które odbędzie się dokładnie za miesiąc i 3 dni (tj. 24 października). Co przypieczętowało nasze awanse w społeczności Druchii.

Nie był to koniec dobrych wiadomości. Riin i Imra odnaleźli miejsce ukrycia skarbu - w ruinach starej latarni na szczycie stromego klifu. Dzięki portalowi Dustoa, mała ekspedycja ruszyła zbadać teren.
Kapłanka wspólnie z Dustoą w sprytny sposób magicznie oczyścili zejście do piwnicy pełnej skarbów: stojak z magiczną bronią, 4 skrzynie złota (po podziale 18g dla każdego z ekspedycji), złote nici i ozdobne kamienie oraz magiczna księga. Udane zakończenie udanego dnia.




Dzień 45 ekspedycji, 50 dzień przygody, 24 września
Grey Rock Point, przyjazny port Skeggi

Cytat:

Morale załogi było wysokie jak nigdy. Prędzej z głodu zginą niż się zbuntują. Dobre nastroje poprawiła jeszcze bardziej pogoda. Najwyraźniej Mathlaan przestał się już dąsać, bowiem zesłał takie warunki, dzięki którym udało nam się przebyć w ciągu doby dystans jakiego przepłynięcie zajęłoby nam 3 razy tyle czasu. Z pozytywnym nastawieniem witamy na horyzoncie wejście do portu Skeggi. Uzupełnimy zapasy, pohandlujemy, jak się da i spotkamy się z szamanem, może będzie w stanie przerobić kości lewiatana na broń. Kolejny dzień, kolejna okazja do zyskania Sławy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wania dnia Wto 15:59, 14 Kwi 2020, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 5:33, 10 Maj 2020    Temat postu:

Dzień 51 ekspedycji, 56 dzień przygody, 30 września
Zatoka Przedwiecznej Czaszki



Cytat:

Znaleźliśmy kolejny element układanki z dzienników Robespierra. Mapa doprowadziła nas do prawdziwego skarbu. Nie takiego wyrażanego złotem, czy artefaktami. Do skarbu znacznie większego. Dotykającego istoty naszego istnienia. Już zdecydowałem. To miejsce nie może zostać bez opieki. Pomijając jego nadzwyczajne walory obronne i lokalizację. Ono jest po prostu zbyt Wielkie. Dlatego postanowiłem założyć tutaj przyczółek.


Cytat:

Dzień 45 ekspedycji, 50 dzień przygody, 24 września
Przyjazny port Skeggi

Po zadokowaniu, powitano nas w porcie i skierowano do wodza. Po rozdzieleniu zadań załodze, wraz z Kapłanką udaliśmy się na audiencję. Wódz Rengar był imponującym, a co ważniejsze, wdzięcznym za ratunek jednego z jego siedmiu synów, Norsem. Wymieniliśmy uprzejmości, porozmawialiśmy o handlu i relacjach oraz zostaliśmy zaproszeni na napitek na naszą cześć.

Kaleth natomiast zaczął zdradzać szybko postępujące objawy lordozy, zrażając do siebie wszystkich w osadzie, póki sam Wódz go nie usadził w szeregu. Przyjemnie było na to popatrzeć.

W ciągu dnia zwerbowaliśmy nowe mięso do zasilenia naszych szeregów (do załogi również przyłączyłem dwóch artylerzystów: krasnala Baldvina oraz człowieka z imperium: Josefa, korsarza grawera, drukarza i trzech marynarzy), uzupełniliśmy zapasy oraz zapoznałem się z dwoma podarkami od Wodza: wysoką elfką Feerie i estalijka Julią. Z tą pierwszą planuję zapoznać się jeszcze bliżej, a wiem, że Drummond równie chętnie dołączy. Tylko chwilę cierpliwości. Chcę ją wziąć po dobroci. Lepiej smakuje. Co do kobiety, ponoć wojowniczka. Też można będzie ją gdzieś wcisnąć. Dawno w sumie nie posiadłem takiej.

Od strażni... Lorda, dowiedziałem się, że poluje na mnie SSildra Tor i niejaka Cirera z potężną armadą i doświadczoną załogą. Dobrze. Niech mnie szukają, a poczują opancerzony dziób wbijający się w ich szeregi.

Napitek był ciekawym doświadczeniem. Rytualną libacją z halocynogennym zjazdem, połączonym z rozmowami o polityce, szacunku, biznesie i wypadach zbrojnych. Nie obyło się bez granatu, lecz tym razem faktycznie był on przydatny i na pewno oszczędził długiego tłumaczenia się. Udało się przybić z Rengarem pakt o nieagresji oparty na wzajemnym szacunku. Jak spotkamy jego banderę na morzu, mogą liczyć na życzliwe traktowanie.

Dzień 46 ekspedycji, 51 dzień przygody, 25 września
Przyjazny port Skeggi

Poranek spędziłem obserwując przygotowania Ariadne do nabożeństwa. W ramach okazania jej szacunku ofiarowałem 4 niewolników do rytuału. Postanowiliśmy również zaprosić Rengara i jego familię do obserwacji nabożeństwa. Zaproszenie doręczyłem osobiście, finalizując również transakcję między moją banderą a norskanami. Wódz je przyjął i w południe rozpoczęło się przedstawienie.

Ariadne zaiste zasługuje na tytuł Najwyższej Kapłanki. W trakcie rytuału czuć było emanację boskości. Nawet nasi norskańscy goście to poczuli. Wydaje mi się, że na długo im to zostanie w pamięci. Muskaat został pierwszym akolitą z mojej załogi. Nie miałem nic przeciwko, póki wiedział, kto jest jego kapitanem. Poprosiłem też Kapłankę, by w czasie następnych nabożeństw przyjrzała się moim korsarzom.

Rozmawiałem z Thrallem i Drummond o Khasi, niebawem miała wejść w wiek dorosły. Przed nami ciężkie dwa tygodnie z dorastającym gadem. Udałem się także na Lipali porozmawiać z Seraną. Wydaje mi się, że nawiązaliśmy porozumienie. Zadowolony byłem z faktu, że jej lojalność można było zabezpieczyć złotem. Przydatna informacja.

Ulepszyłem także mojego Dziab-Dziaba o dodatkowe ostrza z kości lewiatana. Zaiste piękne to trofeum. I śmiertelne. Najlepsze połączenie.

O zmroku postawiliśmy żagle i ruszyliśmy w dalszą podróż.

Dzień 47 ekspedycji, 52 dzień przygody, 26 września
w podróży, sprzyjający wiatr, spokojne morze

Płyniemy pod pełnymi żaglami na południe. Tempo utrzymujemy dobre. Nie wydarzyło się nic wartego uwagi.


Dzień 48 ekspedycji, 53 dzień przygody, 27 września
w podróży, zmienny wiatr, rafy i płycizny

Warunki uległy zmianie. To co nadrobiliśmy poprzedniego dnia, dzisiaj straciliśmy. Wody stały się bardziej zdradliwe, a wiatr kapryśny. I jeszcze nowo zwerbowany korsarz spierdolił razem z szalupą. Niech ginie.

Dzień 49 ekspedycji, 54 dzień przygody, 28 września
w podróży, brak wiatru, rafy i płycizny

Coraz gorzej się płynie. Prawie nie ma wiatru. Nad ranem odkryliśmy również zwłoki jednego z krasnoludzkich inżynierów. Zarządziłem śledztwo, lecz wszystko wskazuje na samobójstwo. Przykazałem Remkelowi zadbanie o swoich kamratów. Drummond razem z Kapłanką przywołały sprzyjające wiatry, przez co ruszyliśmy w drogę. W zamieszaniu nie zauważyliśmy braku drugiej szalupy i jednego z nowych marynarzy. Niewdzięcznicy. Ja tu wykupuje ich z niewoli, daje godne wynagrodzenie, a ci tak się odpłacają. Niech ginie marnie. Najbardziej szalupy szkoda.

Dzień 50 ekspedycji, 55 dzień przygody, 29 września
w podróży, normalny wiatr, wulkaniczny atol

Równik przekroczony. Zbliżamy się do Lustri. I do kolejnej lokacji wsazanej w zapiskach Robespierra. Ciekawe jakie skarby nas tam czekają. Trafiliśmy w wyjątkowo bujną we florę i faunę okolicę. Jedzenie nam się zaczyna kończyć, a część w ogóle spleśniała (gówniane norskańskie żarło). Będzie to dobry moment na uzupełnienia. Nie tracimy jednak czujności, nie dość, że jaszczurki czyhają, to i asury również w okolicy grasują.


Dzień 51 ekspedycji, 56 dzień przygody, 1 października
Zatoka Przedwiecznej Czaszki - pod banderą Dekappiana
Cytat:

Ruszają projekty inżynieryjne: zapora na rzece stanęła trymiga dzięki czarom i inzynieryjnemu talentowi Kaplanki, zostało jeszcze uszczelnienie przeciekow nieopodal, nadbrzeże pontonowe oraz prace badawcze nad naturą tego miejsca. Niewyobrażalna energia aż skrzy się w powietrzu. Mógłbym powiedzieć, że włosy dęba stają... Wystawiliśmy straże w okolicznej dżungli oraz okręty na wejściu do jaskini. Wulkaniczna natura atolu daje dodatkowe bonusy obronne. Okoliczna dżungla i wody obfitują w pożywienie. Zamierzam spędzić tu kilka, jeśli nie kilkanaście dni. Czas pokaże.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wania dnia Pią 9:54, 26 Cze 2020, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:31, 26 Cze 2020    Temat postu:

Dzień 51 ekspedycji, 56 dzień przygody, 1 października
Zatoka Przedwiecznej Czaszki



Cytat:

Po szeregu spotkań, zakasano rękawy i wzięto się do roboty. Zaprzęgliśmy trzy zespoły niewolnicze do pracy nad kuźnią i nadbrzeżem. Remkel i Bosch odpowiednio kierowali pracami. Serana zaczęła mącić, jak dotychczas trzymała się na uboczu, tak teraz bratać się z magami zaczęła. Drummond ma ją wybadać po nabożeństwie. Chce popłynąć z Vaasem na nocny rejs, to będzie miała do tego okazję.

Nabożeństwo było spokojne, poniekąd nawet nudne. Nie było za bardzo przed kim się popisywać, więc pewnie to przez to. Zasponsorowałem ofiary ku czci bogów, zobaczymy co to przyniesie. Zaraz po nim wrócił Riin ze zwiadu z zapuchniętym ryjem. Wpadł w jakiś wyjątkowo parzący bluszcz. Z jego pecha może jednak wyniknąć wiele dobrego. Poleciłem Sanii zbadać właściwości tego ziela.

Nocna narada z Kapłanką potwierdziła moje przypuszczenia. Serana będzie stanowić kłopot. Pora zacząć planować, jak ten kłopot rozwiązać.


Dzień 52 ekspedycji, 57 dzień przygody, 2 października
Zatoka Przedwiecznej Czaszki



Cytat:

Nocny rejs odbył się bez zbytnich wrażeń. Vaas zbadał linię brzegową dookoła Zatoki i stwierdził, że wszędzie jest równie stromo. Była to całkiem dobra wiadomość. Drummond nie wyciągnęła konkretów od Serany, co gorsza, powiedziała, że tamta mówiła z sensem. Wyraźnie szuka stronników. Daliśmy znać kapłance, w sumie na babę z ambicjami lepsza druga baba z ambicjami.

Zaraz po przypłynięciu Lipali i nakarmieniu dorosłej już Khatarzyny postawiliśmy żagle i wypłynęliśmy na patrol. Liczyliśmy na przechwycenie statków wsparcia płynących z Blacklight Tower, lecz tym razem nie widzieliśmy nikogo i niczego, morze było spokojne.

W porcie z kolei sprawy przybrały realnego kształtu. Prowizoryczne nadbrzeże zostało ukończone, Remkel mógł spokojnie zabrać się za szykowanie kuźni. Oczyszczono także z soli i gratów pomieszczenia admiralicji. Prace przy tamach zostały zakończone i przestało się lać nam na głowy. Woda puszczona została kanalikiem do napędzania projektowanej windy towarowej, jednocześnie zaopatrując strażnicę i jaskinię w wodę pitną.

Po powrocie Vaas wyruszył na swoją wachtę. Korzystając z nieobecności Serany, zebraliśmy się ponownie radzić co z nią począć. Wśród różnych teorii na temat tego miejsca, jedno było pewne: moc zaklęta w tej czaszce była niewyobrażenie ogromna. Tym bardziej stało się jasne, że powinna ona nie wpaść w żądne władzy i potęgi łapska elfiej wiedźmy. Uznałem i powiedziałem głośno, iż powinniśmy o odkryciu poinformować Felicion.

Spotkanie przerwał Vaas. Okręty pod banderą Blacklight Tower go zauważyły i wzięły na cel. Kapłanka z Lordem polecieli na pegazie, my zaś wyruszyliśmy Dumą. Po drodze wyciągnęliśmy z wody Kaletha, złorzeczącego na baby za lejcami i wypłynęliśmy na spotkanie.

Trzy okręty: Mater, Karaho i Pięść Mathlaana wyładowane wojskiem i armatami. Zgodnie z obietnicą. Ku mojemu zdziwieniu, kapitan Mater okazała się być moją Almą Anesandrą. Dawnym płomieniem, jeszcze z czasów rejzów na Ulthuan. Dobrze było ją zobaczyć. Pozostałych kapitanów kojarzyłem z reputacji. Eref Tallhelm z Pięści był znanym łupieżcą asurańskich grodów. Potrafił przez wiele dni plądrować ląd, by potem odpłynąć z ładownią pełną łupów. Kyrian Hawkstar z kolei dorobiła się znacznej reputacji (i majątku) łapiąc zdrajców i handlując niewolnikami. Towarzysząca jej Petunia stanowiła jej wizytówkę. Całą wyprawą dowodził komodor, kapłan Mathlaana. Zgodnie z rozkazem gubernatora, jednostki te zasiliły nasze siły. Lord utworzył swoją Armię, ja powiększyłem Flotę, a Kapłanka przyjęła kapłana do swojego Kultu.

W jaskini ledwie się okręty zmieściły. Wojska rozbiły obóz przy strażnicy. Inżynierowie polowi szybko wykarczowali teren, wznieśli palisady i rozbili namioty. Marynarze z kolei wyciągnęli beczki z rumem, suszone mięso i zaczęli śpiewać.



Dzień 53 ekspedycji, 58 dzień przygody, 3 października
Zatoka Przedwiecznej Czaszki



Cytat:

W czasie porannego rejsu trafiliśmy na pobojowisko po bitwie. Okręt SSildra Tor poszedł na dno, zostawiając cenne resztki na powierzchni. Po ich wyłowieniu, w jednej ze skrzyń znaleźliśmy złote kafle, pewnie zrabowane w lustryjskiej świątyni. Postanowiłem dać połowę znaleziska Lordowi, drugą połowę Kapłance, zostawiając sobie jeden na pamiątkę.

W porcie Remkel zaczął pracować nad zadaszeniem jaskini, ruszyła także budowa dźwigu przy strażnicy. Bosch zajął się projektem prawdziwego nadbrzeża. Ruszyła wycinka drzew. Zaczęło się także wytwarzanie prostych mebli do Kuźni. Lord z kolei zaczął rozbudowę posterunków przy tamach. Niewolnicy Kapłanki dzielnie wznosili wielką tamę.

Kapłanka mentalnie wezwała nas na spotkanie w sprawie Serany i primogena. Będąc w Drummond okazało się, że możemy we dwoje korzystać z jednego pierścienia.

Nastąpił przełom, Imra wraz z Dustoi rozszyfrowała część znaków na czaszce. Wyróżnili 6 zestawów powtarzających się znaków, co pozwoliło postawić im tezę o sześciu językach użytych, lecz bardziej fascynująca część dotyczyła kolorów magii, którym te znaki odpowiadały.

Lord podzielił się także swoimi podejrzeniami, które wysnuł po rozmowie z Seraną, mówiąc o filtrowaniu magii; wprowadzaniu chaosu i uzyskiwaniu wszystkich kolorów magii. Oraz tym, że Serana to tak naprawdę Siena Hiatlowa. Podejrzewałem to, lecz teraz było to pewne. Musieliśmy coś z nią zrobić. Nie mogła dostać tak potężnej mocy, jaką był primogen. Co do tego, wszyscy się zgodzili.

Kapłanka z kolei dzięki Skinkowi ustaliła, że faktycznie miejsce to stanowiło kolebkę rasy elfiej, ale nie tylko. Ponoć jaszczurki używały tej mocy do ożywiania istot. To przypomniało mi asurańskie przesądy. Wielu wysokich elfów nosiło talizmany, nazywane Skrawkami Drogi (wayshards), chroniących ich duszę przed czeluścią piekieł i wiążących ich z Ulthuańskim Wirem. Skrawki Drogi stanowiły odłamki większej całości: Kamienia Drogi (waystone). Te z kolei rozsiane były po świecie od pradawnych czasów i obdarzone tajemniczą mocą. Część z tych mocy została zaadaptowana, między niektórymi Kamieniami Drogi można było na przykład podróżować.

Drummond z Imrą dodały, że istnieją hipotezy, iż wszystkie kamienie drogi są ze sobą połączone i dostarczają energię chaosu ze świata napędzającą wir w Ulthuanie, a w zamian uzyskuje się magię jaką znamy. Zatem zniszczenie jednego z ogniw w łańcuchu dostaw może teoretycznie zakłócić cały proces i zdestabilizować wir. Chyba jednak nie chciałbym być tutaj w momencie gdy to się stanie.

Podsumowując zatem,
- skoro Jaszczurki używały tego miejsca do ożywiania istot, do "tchnięcia życia",
- skoro jest to teoretyczna kolebka elfiej rasy, zbiór ich dusz, wedle wierzeń Asurów,
- skoro jest to Kamień Drogi, będący częścią większej sieci, aż do Wiru,
- skoro przerabia on chaos na inne kolory magii,
to na pewno nie może wpaść w ręce Sieny. O losie tego miejsca powinien zadecydować Malekith poprzez Felicion.

Wracamy do bazy. Słońce wschodzi.


Mapa okolicy sporządzona na podstawie raportów zwiadowców


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wania dnia Sob 20:12, 17 Paź 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:10, 17 Paź 2020    Temat postu:

Dzień 53 - later rozpierdol serany
Dzień 54 - nabożeństwo, przysięga i decymacja (kolejność may vary)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wania dnia Sob 20:13, 17 Paź 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:06, 18 Kwi 2021    Temat postu:

Dzień 55, 5 październik
Przygotowania do rajdu

Rajd

Wydarzenia w outposcie asurów do momentu wypłynięcia łajb z lootem


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wania dnia Pon 20:58, 24 Maj 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Wania
Grafoman



Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:57, 24 Maj 2021    Temat postu:

Dzień 56, 6 październik
Powrót z rajdu z lootem, ew rozładunek w bazie i wypłynięcie ponowne


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wania dnia Pon 20:58, 24 Maj 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Earth 2092 Strona Główna -> Arka Khaina Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin